Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Toruńskie retro. Parostatkiem do Czerniewic w upalny dzień. Albo gdzieś indziej, wybór był kiedyś duży

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Toruńskie nabrzeże na początku XX wieku.
Toruńskie nabrzeże na początku XX wieku. Polona
Jak to się wszystko pozmieniało. Na początku XX wieku Toruń miał 30 tysięcy mieszkańców. Miasto słynęło z zieleni, miało trzy parki, kilkanaście lokali gastronomiczno-rozrywkowych z ogrodami, a poza tym sporo miejsc majówkowych poza granicami.

Odkryte napisy na zabytkowej kamienicy

od 16 lat

Była Barbarka, jeździło się do Silna. Niedzielne imprezy z tańcami, muzyką i różnymi zawodami odbywały się w lesie łysomickim. Tłumy szturmowały Otłoczyn, już wtedy od 15 maja do 15 września w każdą niedzielę dowoziły ich tam specjalne pociągi z wagonami II i III klasy, a do Czerniewic to pływały statki, jeździły pociągi i jeszcze wozami ludzie potrafili się tam wyprawić. Kto miał więcej czasu mógł się nawet wybrać na majówkę zagraniczną do Ciechocinka. Tyle miejsc, tyle atrakcji. W słoneczne niedziele Toruń musiał być miastem wymarłym. Dziś mamy rozjeżdżaną samochodami Barbarkę. Szkoda też, że umarła tradycja restauracji z ogrodami. Miło by było usiąść sobie w cieniu drzew i coś zjeść, a gdyby ktoś wpadł na pomysł, aby przywołać klimat sprzed wieku i jeszcze zatrudnił prawdziwą orkiestrę, zapewne również na brak klientów by nie narzekał.

Polecamy

To jednak nie tylko kwestia podejścia do rozrywki i gastronomii, ale również zieleni. Pod tym względem wtedy również było inaczej. Ogórki i przedogródki były ozdobą domów, wandale, którzy niszczyli drzewa trafiali pod pręgierz opinii społecznej i przed sądy, a zieleń w miejscach publicznych była wizytówką miasta i jego włodarzy, usychające patyki nazywane drzewami, rozjechane trawniki czy zaśmiecone krzewy, były zatem nie do pomyślenia. Szacunek do tego co kwitnące i zielone był wpajany ludziom od dziecka. Pod koniec maja 1903 roku "Gazeta Toruńska" poinformowała na przykład, że w Malborku rozdano dzieciom 760 sadzonek. Obdarowani mieli się o nie troszczyć. Gazeta pochwaliła inicjatywę, dodała również, że podobny zwyczaj występuje w zaborze rosyjskim.

W tym samym czasie władze w Berlinie podjęły decyzję o zalesianiu nieużytków, a minister kolei wydał rozporządzenie dotyczące zarybiania rowów i stawów kolejowych. Ryby mogły być jednak wpuszczane tylko tam, gdzie woda utrzymywała się przez cały rok.

Które toruńskie statki pływały do Czerniewic?

Późną wiosną 1903 roku do uzdrowiska w Czerniewicach kursowała cała toruńska flotylla pasażerska. Całkiem spora, pod banderami różnych armatorów kursowali wtedy weterani, czyli parowce pochodzące jeszcze z lat 80. XIX wieku: "Thorn" i "Prinz Wilhelm", "Adler", a także jednostki nowsze: "Emma", "Drewenz", "Hoffnung" i "Zufriedenheit". Dowozem kuracjuszy zajmowali się właściciele parostatków, organizatorzy wycieczek, bądź właściciel Czerniewic. W Zielone Świątki 1903 roku Józef Modrzejewski zapraszał na przykład na rejs statkami "Toruń" i "Drwęca". Z Torunia miały one wypłynąć o godz. 14.30 i pożeglować do celu przy wtórze orkiestry.

Ile kosztował rejs statkiem z Torunia do Warszawy?

Były właściciel koncesji na toruńskie przewozy między brzegowe, armator Huhn, w pierwszy i drugi dzień świąt wysyłał "Księcia Wilhelma" do Górska, zaś w trzeci dzień Zielonych Świątek do Czerniewic. Bilet w dwie strony kosztował 50 fenigów. Dla porównania, bilet na rejs do Warszawy w drugiej klasie parowca "Sokół" kosztował 1 markę i 10 fenigów. Statek armatora Gornickiego odbijał z toruńskiej przystani codziennie o godz. 3.

Co ciągnęło ludzi do Czerniewic?

Tylko do Czerniewic miała pływać w Zielone Świątki "Emma", a w rezerwie pozostawał jeszcze "Adler" gotów przyjąć na swój pokład gości dodatkowych. Co ludzi tak do tych Czerniewic ciągnęło?

"Czerniewice. Zakład zdrojowo-kąpielowy pod Toruniem w Prusach Zachodnich, przystanek kolei Toruń-Aleksandrowo. Odległość od przystanku 1 kilometr, odległość od głównego dworca toruńskiego 5 kilometrów. Za poprzedniem zamówieniem wysyła się powóz do kolei. Analiza źródlanej wody czerniewickiej wykazuje, że co do jakości następuje zaraz po Kissingen. Okolica romantyczna z obszernemi lasami iglastemi. Ceny 4 względnie 5 marek dziennie za wszystko. Adresować: Józef Modrzejewski, Czerniewice p. Thorn. Wpr".

Reklamę opublikowała "Gazeta Toruńska" 31 maja 1903 roku. Czerniewice były wtedy w pełnym rozkwicie. Modrzejewski zaczął inwestować w kurort już pod koniec XIX wieku. Dzięki reklamom wiemy, że polecał uwadze gości piękny ogród, wieżę z widokiem do Polski, wyborną kuchnię z doskonałymi winami, piwami i kawą - specjalność: pieczeń sarnia. Poza tym oczywiście ciepłe i zimne kąpiele. Modrzejewski polecał również sale, które towarzystwa mogły zarezerwować dzień wcześniej i korzystać z nich od godz. 6 rano do wieczora. W zaproszeniu wspomniał także, że do Czerniewic prowadzi najlepsza droga dla kołowników.

Polecamy

Wieża z widokiem do Polski była wieżą widokową, z której można było zobaczyć Kongresówkę. Granica prusko-rosyjska, a w zasadzie świat po jej drugiej stronie, był wielką atrakcją turystyczną.

Ilu letników odwiedziło Ciechocinek?

Ciekawe, że przystanek kolejowy w Czerniewicach, wywalczony zresztą przez Józefa Modrzejewskiego, nazywał się Toruń-Aleksandrowo. Przecież między Czerniewicami i rosyjskim Aleksandrowem był jeszcze Otłoczyn, więc gdzie Rzym a gdzie Krym?
W tamtych czasach gazety z lubością podawały statystyki dotyczące odwiedzających kurorty gości. "Gazeta Toruńska" skupiała się głównie na Sopocie i Ciechocinku, ale zdarzało się jej również podsumować sezon w Czerniewicach. Takie informacje dotyczące maja 1903 roku jeszcze się w niej nie pojawiły. Wiemy jednak, że w sąsiednim Ciechocinku do końca maja zameldowało się 1.185 gości. Czytelnikom należy się jeszcze jedno wyjaśnienie - wspomniane w reklamie Kissingen to popularne uzdrowisko w Bawarii.

Polecamy

Cztery czy pięć marek za zakwaterowanie i wyżywienie to nie były takie małe pieniądze. Tyle w ciągu dnia mógł zarobić wykwalifikowany budowlaniec. Jak niedawno pisaliśmy, sytuacja na rusztowaniach była wtedy jednak napięta. Wiele budów w całych Prusach Zachodnich stało z powodu strajków. Inwestorzy, którzy nie mogli się porozumieć, bądź nie godzili się na płacowe żądania protestujących, zaczęli sprowadzać robotników z Włoch. Do Torunia pierwsza ich grupa dotarła w kwietniu 1903 roku, przybysze z Italii mieli budować kościół św. Szczepana. Gazety informowały wtedy, że protestujący robotnicy przyjęli ich gościnnie i namawiali, aby Włosi przyłączyli się do protestu. Później najwyraźniej ta serdeczność się ulotniła.

"W niedzielę po południu uderzył pewien tutejszy robotnik na spokojnie idącego drogą murarza włoskiego, który również chwycił za nóż - informował "Gazeta Toruńska" w środę 27 maja A. D. 1903. - Na szczęście nadbiegli inni robotnicy włoscy, których widząc, niegodziwiec zbiegł".

Robotnik do podtoruńskiego kurortu raczej wybrać się nie mógł, za to pewien szczęśliwiec sprzed 120 lat - gdyby tylko chciał - mógł tam zamieszkać na stałe.

Polecamy

"W kolekcyi losów księgarza p. Matthesiusa padła główna reklama królewskiej loteryi na los nr 39084 - donosiła "Gazeta Toruńska na początku czerwca. - Szczęście to spotkało pana Rolla z Chełmińskiej żwirówki".

Gdzie znajdowała się księgarnia Metthesiusa?

Księgarnia Matthesiusa znajdowała się na Rynku Staromiejskim, a konkretnie na rogu Rynku i Szerokiej. W 1908 roku w jej witrynę wjechał tramwaj, ale to tak na marginesie. Niestety gazeta nie podała wysokości wygranej, natomiast pan Rollo nie figuruje ani w księdze adresowej z 1900, ani w kolejnej z 1904 roku. Na początku XX wieku właścicielem słynnej później restauracji Ludowej przy Szosie Chełmińskiej (Nowickiego) był rzeźnik Ballo, jednak tu jest mowa nie o Szosie Chełmińskiej, ale o chełmińskiej żwirówce, właściciel szczęśliwego losu zapewne zatem mieszkał przy drodze na Chełmno, ale już poza granicami miasta.

Kolejowa sztafeta z kuflami

Na koniec jeszcze kilka słów o ciekawym projekcie, który pojawił się w mediach w czerwcu 1903 roku. Pociągi wtedy stały na stacjach dłużej niż dziś, ponieważ ładowali się do nich nie tylko pasażerowie, ale również poczta. Dość pospiesznie można więc było wyskoczyć do restauracji dworcowej i zamówić piwo, pić jednak należało je w wielkim pośpiechu. Aby temu zaradzić, pojawił się pomysł swego rodzaju sztafety kuflowej. Restauratorzy kolejowi mieli się ze sobą porozumieć i sprzedawać piwo w kuflach doliczając 10 fenigów kaucji. Kupujący mógł wziąć sobie trunek do przedziału i na kolejnej stacji kufel oddać odzyskując kaucję. Idea ciekawa, ale chyba nic z tego nie wyszło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto