18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Maria Stuart" Teatru im. Wilama Horzycy

Lidia Raś
Materiały Teatru
„Maria Stuart”, z którą do Warszawy przyjechał Teatr im. Wilama Horzycy, to kwintesencja dobrego teatru. Toruński zespół, podczas jedynego spektaklu, „kupił” sobie stołeczną publiczność.

Trudno się dziwić. Dramat o człowieku i żądzy władzy, która nim powoduje, trafia do współczesnego widza dzięki świetnemu przekładowi tekstu oraz kapitalnej pracy reżysera i aktorów, zwłaszcza Jolanty Teski. Chapeau bas!
Zaproponować współczesnemu widzowi dramat napisany w 1800 roku to dziś wyzwanie. Zwłaszcza, że oryginalny tekst Schillera jest bardzo obszerny. Grzegorz Wiśniewski, reżyser spektaklu, skorzystał jednak z przekładu Jacka St. Burasa, bliższego współczesnemu odbiorcy, a bardzo dobrego literacko. Ograniczył też niektóre kwestie. W toruńskiej inscenizacji reżyser rezygnuje z romantycznego kolorytu i skupia się na kwestiach politycznych, pokazując jak daleko może posunąć się człowiek powodowany żądzą władzy.

Oszczędna scenografia (także Grzegorz Wiśniewski), w której istotną rolę pełnią otaczające scenę lustra, jest bardzo wymowna. Postaci mogą się w nich odbijać i to chyba jedyny moment, gdy widzą swą prawdziwą twarz.

Inscenizacja „Marii Stuart” przygotowana przez Wiśniewskiego, jest w zasadzie opowieścią o... Elżbiecie. O kobiecie, która jest królową Anglii. Ale to nie jest po prostu monarcha; to kobieta, która dzierży władzę, otoczona przez żądnych tej władzy mężczyzn. Jednym bezgranicznie ufa, z niektórymi sypia. I cały czas ma ich wokół. I cały czas musi udowadniać, że jest na swoim miejscu, że jest silna, że się nie cofnie przed niczym.

Nie mam skali porównawczej; „Maria Stuart” nie była wystawiana na polskich scenach od 30 lat, ale to, jak wcieliła się w tę postać Jolanta Teska zapiera dech. W jej kreacji jest wszystko: władczyni pewna siły, z lekkością zawierająca sojusze, a do tego bezpruderyjna, świadoma kobiecości i bez rozterek korzystająca z niej. Teska każdym gestem, każdym spojrzeniem, podkreśla te cechy Elżbiety. Jednak z czasem królowa zaczyna się wahać. Boi się konsekwencji wydania wyroku na Marię, boi się podjąć decyzję, wysługuje się w tym celu służącym. I z każdą minutą Elżbieta okazuje się być coraz słabsza psychicznie i coraz bardziej omotana przez swych męskich doradców. Scena, podczas której na przeciwległych końcach długiego stołu znajdują się królowa Anglii i Maria, królowa Szkocji, skazana przez nią na śmierć, pokazuje, która z nich jest faktycznie zwyciężczynią w tym rozdaniu. Elżbieta Teski ma na twarzy wypisane targające nią emocje. To nie lalka nauczona tekstu, ale prawdziwa aktorka, całą sobą wcielająca się w rolę. Pojawiający się na twarzy grymas, wyzierający z oczu strach, mówią wszystko. Chapeau bas!

Tytułowa Maria Stuart, w inscenizacji Wiśniewskiego jest raczej postacią stojącą na drugim planie. Jej kwestie zostały zredukowane przez reżysera, ale można by rzec, że w tym szaleństwie jest metoda. Maria jest nieważna; o losach Marii Stuart już zdecydowano. Mówi, przechadza się pomiędzy postaciami, siedzi cały czas na scenie, ale jakby nie istniała. Uznano ją winną, spreparowano dowody sugerujące, iż chciała przejąć tron Anglii i przestała się liczyć. Teraz tylko jeszcze trzeba ją usunąć z areny politycznej.
Maria Kierzkowska występująca w roli Marii Stuart, na Konkursie na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Europejskiej otrzymała za swą kreację nagrodę jury. Mnie wystarczyłoby zobaczyć tylko jedną scenę, by być pewną, że ta nagroda była uzasadniona. O jej klasie świadczy kilka minut, podczas których ujawniła całą gamę emocji. Gdy hrabia Leicester i baron Burleigh obwieszczają jej, iż wyrok zostanie wykonany, Kierzkowska staje się kobietą: obojętną, zdenerwowaną, roztrzęsioną, przerażoną, zaszczutą, dumną, spokojną. A to wszystko w ciągu kilku minut, z wykorzystaniem dwóch rekwizytów: papierosa i jabłka. Majstersztyk!

Męskie towarzystwo, które steruje dwiema kobietami, to w tym spektaklu zbiór rozmaitych charakterów. Robert Dudley, hrabia Leicester, w którego rolę wciela się Sławomir Maciejewski
jest mydłkowatym gogusiem, któremu romans z Elżbietą gwarantuje wpływy. Zmienia poglądy i sympatie jak wiatr zawieje. W gruncie rzeczy jest jednak tchórzem, choć trzeba przyznać – przebiegłym.

Skrupułów nie miewa: jeśli trzeba zdradza i manipuluje bez zawahania: Marią Stuart, Mortimerem, a nawet królową Elżbietą. Odrażającym typem, jest Wilhelm Cecil, baron Burleigh (Michał Marek Ubysz), szara eminencja w otoczeniu Elżbiety, której sugestie królowa traktuje niezwykle poważnie. Inni nie są lepsi. Paulet (Jarosław Felczykowski) jest przede wszystkim stróżem i wykonawcą prawa. Wadliwego, ale prawa. Czy ma jakieś emocje nie wiadomo. Dopiero śmierć Mortimera, jego bratanka, ujawnia na chwilę ludzkie odruchy. Sam Mortimer (Tomasz Mycan), wydawałoby się, szlachetny młodzieniec, zamierzający uwolnić Marię Stuart, w rzeczywistości jest nią obsesyjnie zauroczony. Kim więc jest: fanatykiem religijnym, pożądającym władzy i ciała Marii? Jedynym rozsądnym w tym gronie lord Talbot (Marek Milczarczyk), ale rozsądnych jak wiadomo się nie słucha.

Wiśniewski zrobił wszystko, by spektakl, który swą premierę miał w 2008 roku, stał się obrazem uniwersalnym. Współczesny kostium, współczesny język, współczesne skojarzenia (choćby z sejmowymi komisjami śledczymi), obnażone mechanizmy władzy, pozwalają na refleksję o świecie polityki. To brutalny świat, w którym rządzą ludzie pozbawieni honoru i odpowiedzialności. Z żądzą władzy łączą się też inne pragnienia, np. erotyzm, który nie ma tu konotacji pozytywnych. Nie kojarzy się z pięknem, ale z jeszcze jednym sposobem na zaspokojenie ambicji politycznych.

Toruński spektakl, bazujący na niesamowitych emocjach, pokazuje jednak, że w samej polityce lepiej by było, gdyby emocji było mniej, na rzecz rozsądku i przestrzegania prawa
Wiesz coś więcej? Napisz do nas
Poinformuj nas o imprezie
Dodaj swój obiekt do bazy

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Maria Stuart" Teatru im. Wilama Horzycy - Toruń Nasze Miasto

Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto