Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rabunek magazynów, ale porządek musi być, czyli Toruń pod koniec stycznia 1945 roku

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Zabarykadowana ulica Łazienna, jedna z wielu pamiątek, jakie zostawiła po sobie niemiecka załoga Festung Thorn.
Zabarykadowana ulica Łazienna, jedna z wielu pamiątek, jakie zostawiła po sobie niemiecka załoga Festung Thorn. Filmoteka Narodowa. Kadr z kroniki filmowej z 1945 roku
W styczniu 1945 roku pani Sylwia Dullin miała nieco ponad 14 lat. Widziała opuszczających Toruń Niemców i wkraczających do miasta żołnierzy radzieckich. Widziała pękające w szwach niemieckie magazyny i rosyjskich żołnierzy, którzy szukali "Germańców". Robili to ogół po szafach i szufladach.

Zobacz wideo: Broń znaleziona w konspiracyjnej skrytce przy ul. Łaziennej trafiła na wystawę w Muzeum Twierdzy Toruń.

od 16 lat

Do pierwszych starć między nacierającymi jednostkami radzieckimi a broniącymi miasta Niemcami doszło 23 stycznia 1945 roku. Dwa dni później twierdza została odcięta. Główna linia frontu przesunęła się na zachód. Rosjanie starali się sforsować Wisłę, zostawiając pod miastem jedynie dość szczupłe siły. Poganiani przez naczelne dowództwo, uderzyli na Rubinkowo i Wrzosy, później nacierając również od południa, gdzie zresztą próbowali przełamać niemiecką obronę już trzy dni wcześniej.

Torunia broniły oddziały niemieckiej 31 Dywizji Grenadierów Ludowych, do której już po pierwszych starciach z Rosjanami na przedpolach twierdzy, dołączyła cofająca się z rejonu Warszawy 73 Dywizja Piechoty. Rosjanie nie mieli pojęcia o sile toruńskiego garnizonu i nacierali dalej. Szczególnie ciężkie walki toczyły się na północy. Wrzosy kilka razy przechodziły z rąk do rąk, ostatecznie zostały zajęte przez czerwonoarmistów 30 stycznia. Ci cieszyli się zdobyczą dość krótko.

Tragedia na Podgórzu

Najtragiczniejszym wydarzeniem tamtych dni był wybuch na lewym brzegu Wisły dwóch wagonów z amunicją. Eksplozja zmiotła znaczą część Podgórza, w tym zamieniony na lazaret browar. Fala uderzeniowa dotarła również na prawy brzeg rzeki. Zatrzęsły się między innymi domy na Rybakach.

- Słyszałem ten huk - wspomina pani Sylwia Dullin. - Na Podgórzu mieszkała ciotka mojej przyjaciółki. Siedziała razem z czwórką dzieci w piwnicy, na górę wchodziła tylko po to, aby przygotować posiłki. W chwili eksplozji właśnie tym się zajmowała. Ona zginęła, dzieci zostały bez matki.

Jak się dogrzewali ludzie ukryci w piwnicy?

Lokatorzy kamienicy przy Rynku Nowomiejskim 1, która należała do babci pani Sylwii, również przenieśli się do piwnic. Warunki mieli niezłe, z mieszkań poprzynosili fotele, w piwnicy znalazł się też krystek.

- Opał był, rurę wsadziło się do komina i było nam ciepło. Dogrzewać się trzeba było, bo temperatura spadała do minus 30 stopni - wspomina nasza Czytelniczka.

Gotycka piwnica była solidna i położona głęboko, jednak na sąsiednim narożniku rynku znajdowała się komendantura twierdzy. Po mieście chodziły słuchy, że Niemcy będą walczyć o każdy próg i można się było spodziewać, że najbardziej zacięte walki będą się toczyły właśnie w centrum. Może więc bezpieczniej było się przenieść na przedmieścia? Na przykład na ulicę Wodną, czyli obecną PCK, gdzie mieszkali teściowie jednego z lokatorów kamienicy. Lokator - pan Pachul - zbudował im obok domu schron.

Tam również nie było najgorzej. Przy Wodnej po sąsiedzku, mieszkali Niemcy. Zanim pojawili się Rosjanie, Niemcy uciekli, zostawiając hodowane przez siebie kury. Ukryte w schronie rodziny miały zatem co jeść. Bezpieczeństwo jednak okazało się złudne, bo w pewnym momencie nad domem oraz schronem przeleciał rosyjski pocisk i rąbnął w ogrodzenie. Niby była to kula w płot, ale...

- Babcia powiedział, że jeżeli mamy zginać, to lepiej we własnym domu, zatem wróciliśmy na Rynek Nowomiejski - dodaje pani Sylwia.

Kto i w jakim celu wychodził z piwnicy?

Życie w piwnicy kamienicy było zorganizowane. Lokatorzy podzielili między siebie obowiązki, jedni przygotowywali dla wszystkich śniadania, inni gotowali obiady, jeszcze inni kolacje. Oczywiście wiązało się to z ryzykiem, bo trzeba było pójść na górę. Pewnego razu babcia pani Sylwii, która miała akurat posiłkowy dyżur, usłyszała pukanie do drzwi.

- Otworzyła i zobaczyła człowieka w niemieckim mundurze, który poprosił ją po polsku, aby przechowała jego walizkę. Mówił, że pochodzi spod Włocławka, a po depozyt zgłosi się po wojnie. Babcia się zgodziła, ale powiedziała mu, aby walizkę otworzył, żeby wiedziała, co jest w środku. Było tam białe futro. Niemieccy żołnierze, poza mundurami, mieli też takie futra, jak już wspomniałam, było wtedy bardzo zimno - dodaje pani Sylwia.

Zanim niemieccy żołnierze opuścili miasto, otworzyli magazyny. Musieli się przygotować na długie oblężenie, magazyny bowiem dosłownie pękały w szwach. Polacy, którzy mieli za sobą trudne lata okupacji i frontową, zatem bardzo niepewną przyszłość, rzucili się do szturmu.

W jaki sposób niemiecki żołnierz zorganizował opróżnianie magazynów?

Jeden z żołnierzy, widząc cisnący się do wejścia tłum, strzelił w powietrze i krzyknął "Ordnung muss sein" - porządek musi być! Dalej ten, bądź co bądź rabunek, był prowadzony w sposób zorganizowany, z jednej strony osoby wchodzące, z drugiej wychodzący, obładowani puszkami owoców, konserwami, chlebem itp. Wśród tego itp trafiały się rzeczy bardzo ciekawe.

- Obok Ubezpieczalni, czyli obecnej Miejskiej Przychodni Specjalistycznej, był magazyn, w którym m.in. można było znaleźć woreczki rozgrzewające - opowiada pani Sylwia. - Wlewało się do takiego wodę, a on zaczynał pulsować i wydzielać ciepło. Chowało się później taki woreczek do kieszeni.

Czy ktoś coś słyszał o radzieckim jeńcu przed niemiecką komendanturą?

Pani Sylwia wspomina także, może ktoś coś na ten temat słyszał, że w ostatnich dniach okupacji, przed budynkiem komendantury stał radziecki jeniec. Mimo trzaskającego mrozu miał na nogach tylko onuce, odziany był zaś w zniszczony szynel. Trzymał przed sobą drewnianą tackę, na której były trzy wystrugane ptaki, połączone sznurkiem do znajdującej się pod tacką kulki. Jeniec kołysał kulką, ta zaś wprawiała w ruch ptaki. Niemcy nie pozwalali do niego podejść, ale dzieciom udało się podrzucić mu trochę chleba.

Sąsiedzi

Stosunki narodowościowe w Toruniu były dość jasne, jednak wiele polskich i niemieckich rodzin znało się od pokoleń. Hitler nie był w stanie wszystkich tych więzów pozrywać. Podczas ewakuacji niemieckiej ludności miasta, do drzwi mieszkania Pelagii Czechakowej (babci pani Sylwii), zapukała znajoma Niemka - właścicielka kamienicy na rogu Rynku Nowomiejskiego i Sukienniczej. Zostawiła u niej dokumenty dotyczące domu. W latach 60. Polakom udało się te dokumenty przesłać do RFN, dzięki czemu sąsiedzi z Rynku Nowomiejskiego dostali odszkodowanie za utracone mienie.

Kto straszył w szkole na Wrzosach?

Niemieckie wojska opuściły miasto 31 stycznia. Jak wiadomo, przebijały się w trzech kierunkach, najsilniejszy oddział uderzył na zajęte wcześniej przez Rosjan Wrzosy i ruszył na północ. Walki o Wrzosy były krwawe, do dziś na osiedlu można usłyszeć opowieści o pochowanych w ogródkach niemieckich żołnierzach. Duch jednego z nich zresztą miał chodzić po obecnej Szkole Muzycznej. Mówiło się o nim w latach 60., gdy przy Szosie Chełmińskiej 224/226 mieściło się Liceum Pedagogiczne. W pełnym rynsztunku miał wchodzić wejściem od strony ogrodu, przechodzić przez korytarz i znikać w sali gimnastycznej. W jakich okolicznościach był widziany, o tym nie wiadomo, ale tak czy inaczej, ostatniego dnia stycznia 1945 roku ludzi zginęło tam wielu.

Jak wyglądała zwycięska armia?

Rosjanie weszli do miasta 1 lutego. O ogromnej różnicy między wojskami wycofującymi się i tymi nacierającymi, wspomina wielu świadków. Niemcy wychodzili w pełnym umundurowaniu, dobrze wyposażeni, ścigała ich natomiast armia, której żołnierze nosili karabiny na sznurkach. To oni jednak zdecydowanie byli górą.

Nie wszyscy Niemcy chcieli nadal walczyć. Po wkroczeniu Rosjan z piwnic i bram zaczęli wychodzić niemieccy dezerterzy. Rosjanie nie przejmowali się ani nimi, ani prawem wojennym, zatrzymanych na ogół od razu rozstrzeliwali. Pani Sylwia pamięta, że sporo ciał leżało koło budynku szkoły przy placu św. Katarzyny.

Rosjanie weszli i dość szybko zabrali się za poszukiwania "Germańców".

- Na ogół szukali ich po szufladach i szafach - mówi Sylwia Dullin. - Zabierali wszystko. Podobno zdjęli z wieży zboru na rynku jeden z zegarów, zanieśli go do urzędującego na rogu zegarmistrza i kazali przerobić na zegarki na rękę. Nie wiem czy to prawda, ale przez dłuższy czas na wieży zegarów nie było.

Podobne przypadki zdarzały się na pewno. Może nie z zegarami kościelnymi, ale na przykład z budzikami.

Niebawem wyzwoliciele zaczęli polować na ludzi. O tym, co się działo w Toruniu w pierwszych dniach i miesiącach po "wyzwoleniu" napiszemy innym razem. A co się stało z właścicielem zdeponowanej przy Rynku Nowomiejskim 1 walizki?

- Rzeczywiście wrócił i walizkę zabrał - mówi pani Sylwia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto