Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pierwszy Kontakt: Kameralne więzienie i męcząca kolacja [recenzja]

Alicja Wesołowska
Festiwal Debiutantów Pierwszy Kontakt: "Anarchistki"
Festiwal Debiutantów Pierwszy Kontakt: "Anarchistki" Krzysztof Bieliński
W poniedziałek w ramach Festiwalu Debiutantów Pierwszy Kontakt zobaczyliśmy dwa kolejne spektakle: "Anarchistki" warszawskiego Teatru Studio oraz "Kolację kanibali" - debiut reżyserski Borysa Lankosza.

Pierwszy Kontakt: Kameralne więzienie i męcząca kolacja

„Anarchistka” warszawskiego Teatru Studio to spektakl niezwykle kameralny. W pokoju przesłuchań spotykają się dwie kobiety: Kathy Boudin (Dorota Landowska), członkini Weather Underground , radykalnie lewicowej grupa aktywistów powstałej w latach 60 oraz Ann (Jadwiga Jankowska-Cieślak) – strażniczkę, która ma zdecydować, czy więźniarka może już wyjść na wolność.

Kathy, skazana za udział w napadzie, w którym zginęło dwóch policjantów odsiedziała już dwie dekady. Teraz próbuje przekonać swoją opiekunkę, że zasłużyła na wolność. Opowiada o swoim nawróceniu, podkreśla, że czeka na nią chory ojciec, zapewnia, że zmieniła się w więzieniu.

Cel Ann wydaje się równie trudny do osiągnięcia: chce uzyskać od więźniarki informację o miejscu pobytu jej wspólniczki, Altei. Obie kobiety prowadzą więc ze sobą długą i subtelną grę, która momentami przeradza się w otwartą walkę.

Dorota Landowska początkowo nie przekonuje. Wypowiadane przez nią frazy brzmią nieco sztucznie. Dopiero po jakimś czasie w ferworze dyskusji porzuca sztywność – a widzowie mogą się tylko zastanawiać, czy nie był to od początku zamierzony zabieg.

Za to Jadwiga Jankowska-Cieślak przez cały czas spektaklu utrzymuje równy poziom, grając ekspresyjnie.
Przy takiej kameralności spektaklu wiele zależy od aktorów. Ci zaś grają dobrze, ale daleko im do maestrii, jaką mogliśmy oglądać w „Rzeczy o banalności zła”.

Czytaj także: Pierwszy Kontakt. "Rzecz o banalności miłości" kontra "Męczennicy": 1:0 [recenzja]

Akcja – choć trudno tu mówić o akcji w dosłownym znaczeniu tego słowa – rozgrywa się powoli. Napięcie narasta niespiesznie (co momentami może nużyć), by osiągnąć w finale apogeum – podczas wybuchu Kathy. Ale wszystkie pytania stawiane przez tekst dramatu: czy człowiek może się zmienić? Czym jest państwo, czym naród? Jakie obowiązki ma wobec nich obywatel? I wreszcie – na ile zmiana Kathy jest zmianą prawdziwą, a na ile sprytną grą, która ma prowadzić do wyjścia z więzienia?

Spektakl niczym klamra otwierają i zamykają rzucone z projektora na ścianę wyjaśnienia. Pierwsze z nich to dwa zdania wyjaśniające, co Kathy Boudin robi w więzieniu. Drugie to dwa zdania wyjaśniające, że była (była?) anarchistka została ostatecznie zwolniona. Wydaje się, że gdyby pierwsze wyjaśnienie było nieco obszerniejsze (bo kto z polskich widzów wie cokolwiek o terrorystycznym kontekście napadu, za jaki uwięziona została Kathy?) a drugie – zerowe (czy nie lepiej czasem zostawić widza w niepewności?), spektakl w reżyserii debiutującego Tomasza Szczepanka mógłby być lepszy.

„Kolacja kanibali” to debiut reżyserski Borysa Lankosza na podstawie świetnego tekstu Vahe Katchy. W niewielkim mieszkaniu w okupowanej Francji spotyka się siedmioro przyjaciół. Powodem są urodziny Sophie, młodej mężatki, zakochanej w swoim mężu, Viktorze. Przychodzi pięcioro gości – pięć osobowości. Mamy więc doktora Jeana Paula – zakochanego w Sophie, dość egoistycznego lekarza kolaborującego z okupantem oraz Francois (debiutująca Justyna Grzybek) – zaangażowaną w ruch oporu wojenną wdowę. Przychodzi Andre – człowiek, który handluje z Niemcami i świetnie radzi sobie na czarnym rynku, profesor Vincent i młody Pierre, który stracił wzrok na wojnie. Urodziny przebiegają sympatycznie, jeśli nie liczyć burzliwych dyskusji o polityce.

Problemy zaczynają się, gdy na ulicy ktoś zabija dwóch niemieckich oficerów, a w kamienicy pojawia się esesman Kaubach (znakomity Rafał Mohr). Wyjaśnia, że za każdego zabitego Niemca zginąć musi dziesięciu Francuzów. I stawia przed przyjaciółmi alternatywę: albo sami wybiorą spośród siebie dwie osoby, które mają zginąć, albo wszyscy zostaną rozstrzelani. Czas na wybór: dwie godziny.

W ciągu tych dwóch godzin przed oczami widzów przewijają się różne pomysły na wyjście z sytuacji. Gdy staje się jasne, że nie będzie łatwego rozwiązania - atmosfera gęstnieje, a na jaw zaczynają wychodzić długo skrywane sekrety: tajone romanse, grzechy przeszłości. Lankosz buduje spektakl na podobieństwo filmu: są tu wyciemnienia, są efektowne kadry, a czasem wręcz prosi się zbliżenie.

Aktorzy radzą sobie na scenie – doskonale dopracowana jest zwłaszcza rola Rafała Mohra. Jego esesman przeraża zimnym spokojem i opanowanymi gestami. Problematyczna jest za to gra debiutantki, Justyny Grzybek. Pomysł na jej postać był w założeniu dobry: opanowana Francoise niemal nigdy nie podnosi głosu, mówi krótkimi zdaniami, pozornie bez emocji, cicho. Ale chwilami – zbyt cicho. Jeśli widzowie w trzecim rzędzie mieli problemy z dosłyszeniem kwestii aktorki, to nie wyobrażam sobie, co dziać się musiało w ostatnich rzędach. Problem banalny, ale znacząco wpłynął na odbiór spektaklu. Zwłaszcza w jego ostatnich minutach, gdy momentami widz zaczyna mieć wrażenie, że co za dużo, to niezdrowo – zagęszczenie niechcianych prawd staje się pod koniec zwyczajnie męczące. A kiedy na scenę wkracza esesman, by zakończyć dylematy bohaterów, aż chce się odetchnąć z ulgą.

3. Festiwal Debiutantów "Pierwszy Kontakt" [program]

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto