Koronawirus w szpitalu. Doniesień do prokuratury przybywa, ale sprawę blokuje sanepid
Pan Tomasz zawiadomienie do prokuratury złożył w kwietniu telefonicznie, przebywając w kwarantannie. Odebrał je od niego, udokumentował i przekazał Prokuraturze Rejonowej Toruń Centrum Zachód prokurator Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu. Mężczyzna wcześniej już kontaktował się z nami, relacjonując, co spotkało jego chorą matkę i jego samego w szpitalu przy ul. Batorego w ostatnich dniach marca. A przypomnijmy, że 30 marca w lecznicy było już poważne podejrzenie zakażenia koronawirusem, potwierdzone nazajutrz. Matkę przyjęto na hematologię 30 marca. Kolejnego dnia, we wtorek 31 marca, wypisano. Dodajmy, że potem odkryto na oddziale grupowe zarażenie i szybko transportowano 14 pacjentów z zerową odpornością (po chemioterapii) do lecznicy w Grudziądzu. Jedna z pacjentek ewakuacji nie przeżyła. -Dla mnie to jest jeden wielki skandal, że dopuszczono do takiej sytuacji. Raz, że przyjęto moją mamę w dniu, kiedy wykryto przypadek, a na drugi dzień wypuszczono. Przebywałem z mamą w szpitalu nieświadomie. Nikt nas nie poinformował o przypadku zakażenia w szpitalu. Dowiedziałem się o tym dopiero w środę z "Nowości". Szpital nie przekazał sanepidowi listy osób zagrożonych. Test na koronawirusa zrobiono mi dopiero po tym, jak sam zgłosiłem się do sanepidu. Szczęśliwie, wyszedł ujemnie - relacjonował nam pan Tomasz. Co z jego zawiadomieniem zrobiła dotąd prokuratura? W poniedziałek 20 kwietnia prokurator rejonowy zapowiedział w rozmowie z nami, że właśnie wyznacza termin przesłuchania pana Tomasza. Śledczy zwrócili się też już do szpitala o wydanie dokumentacji medycznej pacjentki.