Wielka przygoda na wyciągnięcie ręki

Materiał promocyjny Nadwiślańska Organizacja Turystyczna
Zanim uczestnicy wyprawy wyruszyli z Przystani Toruń, wysłuchali krótkiego wykładu o rzece i tradycjach wiślanych.
Zanim uczestnicy wyprawy wyruszyli z Przystani Toruń, wysłuchali krótkiego wykładu o rzece i tradycjach wiślanych. Nadwiślańska Organizacja Turystyczna
Czy można połączyć turystykę rowerową z pływaniem po Wiśle? Nie tylko można, ale wręcz trzeba, bo potencjał w tym drzemie ogromny. Tylko należy go obudzić i odpowiednio zagospodarować. To zresztą już się dzieje, dzięki Nadwiślańskiej Organizacji Turystycznej.

Szukacie niezwykłych wrażeń, zapierających dech widoków i wielkiej przygody? Nie musicie szukać daleko, w zasadzie wszystko macie w zasięgu ręki. Przekonali się o tym uczestnicy zorganizowanego przez Nadwiślańską Organizację Turystyczną rajdu rowerowego dookoła Wisły na Kujawach i Ziemi Dobrzyńskiej.

Zaraz, zaraz – ktoś powie – przecież Kujawy i ziemia dobrzyńska są oddzielone Wisłą. Zgadza się, ale to tylko każdą taką wyprawę czyni bardziej atrakcyjną. Tylko pomyślcie sobie: wielka rzeka, która od średniowiecza do połowy XX wieku była jednym z największych szlaków handlowych Europy. Centrum świata marynarzy, flisaków, rybaków, piaskarzy, wielu bardzo ciekawych i barwnych postaci. Sama w sobie niesamowita, bo jak mawiają wiślani weterani, nie zna życia, kto nie pływał po Wiśle. Dlaczego? Na morzu statek płynie prosto do celu, zaś królowa polskich rzek ma bardzo zmienny charakter. Trzeba jej poświęcać wiele uwagi śledząc zmieniający się nurt i unikając kryjących się pod lustrem wody płycizn. A przecież trudno się cały czas wpatrywać w wodę, gdy – cytując słynny film „Rejs”, który zaczyna się na Wiśle w Toruniu – płynie się w tak niezwykłych okolicznościach przyrody!

Zatem z jednej strony Kujawy, z drugiej Ziemia Dobrzyńska, a środkiem Wisła płynie. Oba regiony mają niezwykłą historię, a im bliżej rzeki, tym jest ona ciekawsza. Zanim więc uczestnicy wyprawy wyruszyli z Przystani Toruń, wysłuchali krótkiego wykładu o rzece i tradycjach wiślanych. Następnie ruszyli do Ciechocinka, gdzie czekały na nich tradycyjne drewniane łodzie wiślane, które najpierw przewiozły na drugi brzeg uczestników, a później ich rowery.

- Był to swego rodzaju pilotaż. Zależało nam na tym, aby doprowadzić do spotkania interesariuszy, pokazać im, jaki potencjał tkwi w Wiśle i przypomnieć, jak tu kiedyś było – mówi Marcin Karasiński, prezes Nadwiślańskiej Organizacji Turystycznej. - W latach 80., z powodu klęski ekologicznej ludzie odwrócili się od Wisły, ale teraz woda znów jest czysta i z roku na rok zainteresowanie rzeką wzrasta.

To zresztą widać, bo frekwencja była spora, na rajdzie pojawili się między innymi samorządowcy z Ciechocinka, gmin Wielka Nieszawka, Czernikowo, Obrowo, a nawet Łysomice. Ta ostatnia nie ma co prawda dostępu do Wisły, ale stawia na turystykę rowerową. A w tym przypadku, jak widać, rower idealnie się sprawdza, bo dzięki niemu można pokonywać spore odległości, można go też przewieźć łodzią.

- Na Zachodzie już od dawna łączy się turystykę rowerową i wodną – mówi Marcin Karasiński. - Organizowane są tam nawet kilkudniowe wyjazdy.

To wszystko dopiero przed nami, ale teraz już można być pewnym, że idea szybko złapie wiatr w żagle. W Osieku nad Wisłą na uczestników rajdu czekała kapela i stół zastawiony regionalnymi potrawami. Pasjonaci lokalnych smaków już od kilku lat, z bardzo dobrym skutkiem, sięgają do kulinarnego dziedzictwa regionu, m.in. do kuchni Menonitów i Olendrów, czyli osadników z Niderlandów i krajów niemieckich, którzy korzystając z gościnności polskich królów i biskupów, od XVI wieku osiedlali się nad brzegami Wisły.

W Osieku, poza jedzeniem, w miejscowym pensjonacie czekała na gości również wystawa regionalnego rękodzieła.

Rowerowa podróż z Osieka do Torunia jest bardzo komfortowa, dzięki łączącej obie miejscowości popularnej drodze rowerowej. Przecina ją wciąż jeszcze widoczna granica między dawnym zaborem rosyjskim i pruskim. O tym, co się tu działo między 1815 i 1920 rokiem, o przekradających się przez kordon przemytnikach, powstańcach, tudzież strażnikach grających w szachy na ustawionym nad graniczną linią stole, można by było książki pisać. Warto dodać, że tuż obok, w położnym niedaleko szlaku Silnie, znajdowało się przejście graniczne na Wiśle. Stoi tam, niestety zrujnowany budynek pruskiej komory celnej, widać ślady przystani, przy której w 1919 roku doszło do jednej z pierwszych potyczek w dziejach Polskiej Marynarki Wojennej, a w lesie jest cmentarz flisaków, którzy w XIX wieku, podczas epidemii cholery przebywali w Osieku na kwarantannie i już nie popłynęli dalej, ani nie wrócili do domów.

Z Osieka rowerzyści pojechali do Złotorii, gdzie z przewodnikiem zwiedzili ruiny gotyckiego zamku. Następnie popedałowali w stronę widocznego na horyzoncie Torunia.

Bez wątpienia jest to początek wielkiej przygody, nie tylko dla klientów indywidualnych, ale również grup.
- Na przykład klientów firmowych – dodaje Marcin Karasiński. - Tu wycieczki rowerowo-wiślane mogłyby być nawet kilkudniowe, z noclegiem np. pod namiotem. W Osieku powstaje zresztą luksusowe pole namiotowe.

Podróżując łodziami i rowerami po regionie można się np. udać na północ. Most w Fordonie oglądany z Wisły prezentuje się imponująco, a Chełmno, niedoszła stolica państwa krzyżackiego, bez wątpienia należy do absolutnej czołówki najpiękniejszych i najciekawszych miast w Polsce. Tu zaś, poza kuchnią Menonitów i regionalnymi specjałami prezentowanymi np. podczas Festiwali Smaku w Grucznie, otworzyć się może kolejny szlak – winny. Tak, tak. W Dolinie Wisły do dziś można znaleźć tarasy winnic, których w średniowieczu było tu wiele. Winiarskie tradycje regionu odżywają, więc grzechem byłoby z nich nie skorzystać.

Czytając o zmiennym charakterze Wisły ktoś może sobie pomyślał, że popłynęliśmy nieco na falach poezji. Nie ma w tym jednak kropli przesady, zaś nasi przodkowie pod tym względem rozwijali skrzydła fantazji znacznie bardziej. Oto fragment reportażu z toruńskiego portu, który ukazał się w 1933 roku w specjalnym numerze „Słowa Pomorskiego” poświęconym 700-leciu Torunia.

"Toruń i Wisła to para kochanków, złączonych ze sobą węzłami szczerego sentymentu: śluby złożone przed wiekami dotąd zostały nienaruszone, a o rozwodzie oczywiście niema mowy, mimo, że pani Wisła jako istota płci „nadobnej” miewa czasem swoje chimery i kaprysy, jak o tem świadczą tablice w murach nabrzeżnych, dokumenty niesłychanie wielkich wylewów Wisły. Te rzadkie zresztą objawy złego humoru Wisły Toruń przyjmuje z filozoficznem pobłażaniem i od czasu do czasu tylko pokiwa jej dobrotliwie upominająco palcem Krzywej Wieży, z czego znowu Wisełka wiele sobie nie robi, przyjmując to jako zwykłe kiwanie palcem w bucie. Od rana do późnego wieczora, a nawet w nocy przepływają przez Toruń liczne parostatki towarowo-pasażerskie i holownicze.

O rozmiarze żeglugi wiślanej świadczą następujące liczby: w sierpniu br. odeszło z Torunia w górę rzeki i z powrotem przypłynęły 293 parostatki towarowo-pasażerskie, 39 holowników i 67 berlinek. Z Torunia w dół rzeki i z powrotem przypłynęło 140 parostatków, 51 holowników i 83 berlinki".

W sumie 673 jednostki pływające. Jak podaje gazeta, z Torunia do Gdańska i Gdyni wywożono głównie ospę z toruńskich młynów, wytłoki z olejarni i surowy cukier. W górę rzeki, do Warszawy, transportowano wielkie ilości mąki pochodzącej również z miejscowych młynów, oleje, pokost, margarynę, smalec i cukier, głównie z chełmżyńskiej cukrowni, który miał słodzić życie warszawiakom. W czasie żniw, w obie strony podążały pociągi berlinek wyładowanych zbożem. Załadunek w głównym toruńskim porcie odbywał się w taki sam sposób, jak w czasach krzyżackich. Tragarze wnosili worki na plecach, wspinając się na barki po wąskich trapach. W 1933 roku trudniło się tym ok. 60 osób.

Do tego jeszcze trzeba dodać regularne linie pasażerskie. Z toruńskiej przystani każdego dnia wypływały statki do Warszawy i Gdańska, które rzecz jasna zatrzymywały się również w portach pomiędzy tymi miastami. Parostatkiem w piękny rejs można było ruszyć kupując bilet w I, II lub III klasie. Podróż z Warszawy do Gdańska trwała 36, zaś w drugą stronę, gdy trzeba było płynąć pod prąd, 48 godzin.

Na powrót statków będziemy musieli jeszcze poczekać. Wisła jednak jest i czeka na nas. Czekają też łodzie, które, które mogą przewozić rowerzystów. Nasz piękny szlak, pełen niezwykłych atrakcji i przygód znajduje się w zasięgu ręki. Aby go poznać Wisłę i jej brzegi najlepiej skontaktować się z Nadwiślańską Organizacją Turystyczną, której siedziba znajduje się w Toruniu przy Szosie Chełmińskiej 124, e-mail: [email protected].

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wielka przygoda na wyciągnięcie ręki - Nowości Dziennik Toruński

Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto