MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Terapeutyczna moc alpak, które żyją w centrum Torunia. A przewodzi im Wiesława Polakowska

Katarzyna Kucharczyk
Katarzyna Kucharczyk
Alpaki są sposobem Wiesławy Polakowskiej na życie na emeryturze. Na zdjęcie właścicielka z Guciem.
Alpaki są sposobem Wiesławy Polakowskiej na życie na emeryturze. Na zdjęcie właścicielka z Guciem. Grzegorz Olkowski
Centrum miasta. Gdzieś z oddali widać wysokie budynki z ulicy Kościuszki. Ale w tym miejscu w ogóle nie czuć, że jesteśmy w Toruniu. Na ulicy Mazurskiej kryje się królestwo alpak, o które dba Wiesława Polakowska wraz z mężem. W rozmowie z "Nowościami" zdradziła, na czym polega alpakoterapia i jak zaczęła się jej przygoda z alpakami.

Od pomysłu do realizacji

Ponad sześć lat temu w głowie Wiesławy Polakowskiej zaczęły rodzić się pytania, co zrobić ze swoim życiem po przejściu na emeryturę. Pewnego dnia obejrzała program telewizyjny poświęcony właśnie alpakom. I wtedy w jej głowie rozbłysł pomysł, że może warto byłoby zrobić alpakową zagrodę u siebie. Ale jak to, w centrum miasta? Gdzie panuje zgiełk i hałas? Okazuje się, że nie jest to żadną przeszkodą, nie tylko dla pani Wiesławy, ale także dla innych hodowców i alpakoterapeutów.

– Gdy byłam na festynie Barwy Lata i Jesieni, spotkałam kobietę, która przyjechała właśnie z alpakami. Spytałam się, skąd pochodzi. Okazało się, że w Bydgoszczy. I to w samym centrum miasta – opowiadała Wiesława Polakowska. – A co na to sąsiedzi? Spytałam. Wzruszyła ramionami i odpowiedziała, że sąsiedzi są zachwyceni.

Stając oko w oko z alpaką, nie mogła się powstrzymać przed rozpoczęciem poszukiwań, by zakupić własną. Znalazła hodowlę w Szyszyńskich Holendrach koło Konina jest hodowla alpak. Państwo Polakowscy wybrali się więc w półtorej godzinną podróż, by poznać bliżej zwierzęta i podjąć ostateczną decyzję o zakupie.

– Gdy otworzyła nam swoją zabytkową stodołę, w której trzymała alpaki zimą, przepadłam. Alpaki są ciekawskie, a gdy coś je zaciekawi, robią wielkie, śmieszne oczy. I wtedy tak na mnie spojrzały. Przestały jeść, wybałuszyły oczy i patrzyły. Nigdy więcej czegoś takiego nie przeżyłam – mówiła z uśmiechem Wiesława Polakowska. – Przyznałam się, że jestem potencjalnym kupcem, myśląc, że z alpaką już wyjedziemy, ale właścicielka tej alpakarni pokręciła głową i powiedziała: Nie, nie! Najpierw zapraszam na szkolenie z hodowli i chowu alpak.

Nie było więc innego wyjścia, jak po prostu zgodzić się i przejść szkolenie. Trwało ono trzy weekendy, na których Wiesława Polakowska poznała specyfikację rasy, jak należy je utrzymywać i co zrobić, by zaspokoić ich potrzeby. Na szkoleniu poznała także innych miłośników alpak. Jedna z nich dla hodowli rzuciła nawet państwową pracę, co jest niepodważalnym dowodem miłości do zwierząt i nowego sposobu na życie.

– Spytała mnie ta pani wtedy: i co, kupisz sobie tę alpakę? Musiałam się przyznać, że tak. Zaczęły się więc poszukiwania moich alpak. A wcale nie łatwo jest je kupić, bo maluchy często są już zarezerwowane. Okazało się jednak, że czekają na mnie dwie – mówiła Wiesława Polakowska. – Powiedziałam nagle do męża: Wiesz? Kupiłam. Te dwie alpaki są moje!

No i kupili! Mimo że nie byli w ogóle przygotowani na swoim minigospodarstwie. Ale poprzedni hodowca dał im tyle czasu, ile potrzebowali, by przygotować miejsce do hodowli alpak jak najlepiej. W międzyczasie nauczyli się też strzyc i coraz lepiej poznawali naturę zwierząt.

– Alpaki trzeba było od razu kupić w dwupaku, ponieważ są to zwierzęta stadne. Wtedy zaczynało się od dwóch, teraz mówi się o trzech albo nawet i czterech – podkreślała Wiesława Polakowska. – Alpaki potrzebują wzajemnego towarzystwa, dlatego trafi do nas Kubuś oraz Bambi.

Osiem alpak tworzy stado

Wiesława Polakowska ukończyła kurs alpakoterapii. Dowiedziała się na nim, że do terapii najlepiej nadają się samce, ponieważ samice, gdy robią się ciężarne, mają swoje humory. Lubią się wylegiwać i niezbyt chętnie współpracują. Gdy w stadzie pojawia się samica, ze stada robi się hodowla. Zanim jednak udostępniono alpaki do terapii, należało je dobrze zsocjalizować i nauczyć reagowania na przybyszy.

– Uczyłam, chodziłam, karmiłam, trenowałam, przyzwyczajałam… Uczyłam dotyku przez pół roku. Zapraszałam dzieci sąsiadów, by miały kontakt z dziećmi. Trzeba było nauczyć też jedzenia marchewki z ręki, co wcale nie jest takie proste. Ale w końcu się udało – mówi z dumą. – Doszłam do momentu, gdy mogłam już otworzyć działalność, ale zanim to zrobiłam, kupiłam dwie kolejne alpaki, bo w końcu, kto chciałby przychodzić do dwóch samców?

Najpierw pojawił się Kubuś – alpakowy celebryta. Do państwa Polakowskich trafił już zsocjalizowany, czyli potrafił chodzić na kantarku, dobrze znosił głaskanie, ale nie za darmo. Należało i należy wynagrodzić go przysmakiem, np. marchewką. I choć z początku może wydawać się trochę przerażający, właśnie przez swoje niebieskie oczy, potrafi być bardzo czuły względem ludzi, zwłaszcza jeśli mają problemy i odczuwają samotność. Bambi jest dość płochliwy i dumny. Za przysmak da się pogłaskać, ale stawia swoje granice. Przy jego pomocy można nauczyć się asertywności. Doskonale reaguje na dźwięki, jest czujny, ponieważ niedowidzi na jedno oko. Charakteryzuje go biała grzywka.

– Nigdy nie zapomnę sytuacji, gdy były u nas dzieci z przedszkola i Kubuś położył głowę na ramieniu dziewczynki. Tak ją delikatnie skubał, głaskał, jakby uspokajał. Później się dowiedziałam, że dziewczynka wychowuje się w niepełnej rodzinie. Dał jej pewną czułość, której jej brakowało – mówiła z dumą i uśmiechem Wiesława Polakowska. – To nie jest częsty widok u alpak, bo na ich uwagę często trzeba sobie zapracować, choćby smakołykiem.

Potem dołączyli Timi oraz Kulfon, który urodził się w toruńskim Ogrodzie Zoobotanicznym w Toruniu. Działalność się otworzyła. Z początku nie było wielkiego zainteresowania, lecz z czasem alpaki zaczęły pojawiać się na ulicy, także na Starówce czy w szopce bożonarodzeniowej. W pandemii biznes rozkwitł, bo coraz więcej osób wówczas zaczęło doceniać kontakt z naturą i zwierzętami, dostrzegając, że mają one terapeutyczną moc.

– Okazało się, że cztery alpaki to za mało! Dołączył Kokos z hodowli spod Torunia oraz Olaf.

Stado dopełnia też Gucio oraz Majlo. Każdy z samców jest inny. Ma własny charakter i trzeba je wyczuć. Niemniej są już przyzwyczajone do obecności wielu osób. Nie reagują agresywnie, ale są dość płochliwe. Często zbijają się w grupę, gdy się przestraszą lub gdy wokół nich dużo się dzieje. Czy to przeszkadza w alpakoterapii?

– Trzeba pamiętać, że alpakoterapia nie różni się za bardzo od innych zajęć. Alpaki przede wszystkim nam towarzyszą. Nagrodą dla nich jest pogłaskanie alpaki, nakarmienie… Dzieci przy nich dużo lepiej pracują, choćby w grupie – podkreślała Wiesława Polakowska. – Alpaki też reagują inaczej, gdy mają kontakt z dziećmi, a inaczej jak z dorosłymi. Są czulsze.

Aby zyskać trochę relaksu wśród alpak, należy udać się na ul. Mazurską 14/16 w Toruniu. Godzina alpakoterapii indywidualnej kosztuje 60 złotych. Za spotkanie z alpakami w pojedynkę należy zapłacić 20 złotych, w grupie czterech osób – 60 złotych. Każda kolejna to koszt 15 złotych. Spacer z alpaką to koszt 50 złotych. Wśród alpak można zorganizować też urodziny. Wszelkie informacje dostępne są pod numerem telefonu 886 820 739, adresem e-mail [email protected] lub stronie internetowej alpaki-torun.pl.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

STUDIO EURO PO HOLANDII

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto