Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chełmionka okiem mistrza Feliksa

Piotr, GK
Sławomir Kowalski
- Tu żyło się jak u Pana Boga za piecem - mówi o swojej dzielnicy Feliks Wardaliński, mistrz ślusarski, który wkrótce będzie musiał szukać dla siebie nowego miejsca.

Feliks Wardaliński wrośnięty jest w Chełmionkę jak mało kto. Dom przy Szosie Chełmińskiej 141 jego dziadek, prowadzący w okolicy sklep kolonialny, kupił od Niemca w 1905 roku. I zrobił na tym ponoć świetny interes. Posesja o powierzchni ok. 1800 metrów kwadratowych, obszerny ogród i tak naprawdę dwa domy, bo oprócz tego frontowego jest też oficyna - pozostałość po dawnym gospodarstwie rolnym. Były to czasy, kiedy Chełmińskie Przedmieście rzeczywiście bardziej przypominało wieś niż miasto.

Ogrodnik wraca trafiony

- W naszym domu zawsze mieszkało wielu lokatorów. I każdy coś hodował - wspomina Feliks Wardaliński, który przyszedł na świat oczywiście na Chełmińskim Przedmieściu i tu też się wychował.

- Były świnki, króliki, gołębie i jakoś to nikomu nie przeszkadzało. Na tyłach naszej posesji, dosłownie kilka metrów za ogrodzeniem znajdował się kanał odprowadzający wodę z fortów. Tam też królowały wiejskie klimaty. Dzieciaki się kąpały, kobiety bieliły pranie, ktoś się utopił. Latem ciągle coś się tam działo.

Życiem, a nie - jak obecnie - wyłącznie samochodowym ruchem tętniła też Szosa Chełmińska. Feliks Wardaliński pamięta czasy, kiedy okolicę oświetlały tylko trzy latarnie. Jedna znajdowała się przy ul. Grunwaldzkiej, druga u wylotu Żwirki i Wigury, trzecia zaś - przy dworcu Toruń Północny.

- Zimą na ulicy pod tą naszą latarnią przy Żwirki i Wigury do późna w nocy działało „dzikie” lodowisko. W hokeja tłukliśmy przez wiele godzin, przerywając grę jedynie po to, by przepuścić kursujący co godzinę autobus Wrzosy-Podgórz. Chełmionka zawsze hokejem stała - podkreśla Feliks Wardaliński. - Ale był też czas na inne zajęcia. Pamiętam jednego ogrodnika, który wozem konnym rozwoził warzywa gdzieś w stronę Łubianki. Zawsze wracał kompletnie pijany, ale na szczęście koń doskonale znał drogę powrotną. Wskakiwaliśmy na wóz, jechaliśmy do domu tego ogrodnika i pomagaliśmy jego żonie ściągnąć chłopa i przenieść do łóżka. Zimą rewanżowała się nam za to gorącą herbatą.

Inni też - zdaniem Feliksa Wardalińskiego - w latach powojennych byli ludzie - milsi, życzliwsi, bardziej pomocni. Do odśnieżenia posesji nie trzeba było nikogo namawiać - na jedno zawołanie stawiali się wszyscy mężczyźni, tak samo było ze smołowaniem dachów.

Feliks Wardaliński przyznaje, że od dzieciństwa miał dryg do ślusarki. Szkoła zawodowa o tej specjalności wydawała się naturalnym wyborem. Szybko się też w tym fachu odnalazł - w wieku 16 lat był już czeladnikiem. Doświadczenie zdobywał w różnych firmach państwowych, ale zawsze wiedział, że chce prowadzić swój interes.

- I w 1979 roku otworzyłem zakład ślusarski, który w tym samym miejscu, przy Szosie Chełmińskiej 141, prowadzę do dziś. To już 37 lat - przyznaje Feliks Wardaliński. - Początki były wymarzone, bo w „komunie” ludziom przecież brakowało wszystkiego. Roboty miałem po uszy. Robiłem kraty, balustrady, ogrodzenia, naprawiałem pralki, wymieniałem łożyska, spawałem tłumiki samochodowe. Taka ślusarska typówka.

Bez roboty się wykończę

W wolnych chwilach Feliks Wardaliński poświęcał się zaś swojej pasji - metaloplastyce, wymagającej kunsztu, umiejętności doskonałego wręcz panowania nad metalem. Zaczęło się od lichtarzy, ozdobnych stolików, później posypały się zlecenia na prace, z których chyba każdy mistrz ślusarski byłby dumny: kraty, klamki, a przede wszystkim ozdobne szyldy przyciągające oko m.in. na ulicach Szewskiej, Bankowej, Prostej i Panny Marii.

- Gdy idę starówką i widzę tę swoją robotę, to serce mi rośnie - uśmiecha się Feliks Wardaliński. I podkreśla zarazem, że tych powodów do radości ma ostatnio coraz mniej. Dlaczego? Bo - jak wielu mieszkańców Chełmińskiego Przedmieścia - będzie musiał opuścić posesję, która koliduje z przebiegiem rozbudowywanej Trasy Staromostowej. Jak informuje Miejski Zarząd Dróg, niewykluczone, że budowa rozpocznie się jeszcze w tym roku.

- A my wciąż nie znamy żadnych konkretów - denerwuje się Feliks Wardaliński. - Obok są już wyburzane domy, my zaś nie dostaliśmy jeszcze wyceny naszej posesji, nie wskazano też nam żadnego terminu, w którym mielibyśmy się wyprowadzić. Mam szukać nowego miejsca, nie wiedząc, jaką kwotą dysponuję? To chyba oczywiste, że muszę przenieść gdzieś swój zakład albo wybudować nowy. Przecież nie pójdę do mieszkania w bloku, nie położę się na kanapie i nie będę oglądać telewizji! Mam 73 lata i wiem na pewno, że bez swojej roboty wykończyłbym się w kilka miesięcy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto