Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zwolnili go z pracy, bo bał się koronawirusa! Konflikt w zakładzie w Toruniu

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Pracownik zakładu pakującego żywność w Toruniu zażądał dodatkowych środków ochrony osobistej. Dostał... dyscyplinarkę, potem zamienioną na zwykłe zwolnienie z pracy.

Sprawa tego ostrego konfliktu skończyła się ostatecznie ugodą, za sprawą interwencji zakładowej NSZZ "Solidarność" i opanowaniu emocji przez obie strony sporu (pracownika i pracodawcę), ale mało brakowało, a trafiłaby do sądu pracy. Co się dokładnie wydarzyło?

Koronawirus, nerwy i dyscyplinarka

Pan Jarosław przekroczył 50-tkę. Jest pracownikiem pewnego zakładu branży spożywczej w Toruniu. Tutaj zawsze zwracano uwagę na higienę: pracownicy przy taśmie produkcyjnej stoją blisko siebie, ale mają rękawiczki, foliowe fartuchy i maseczki. Po wybuchu epidemii koronawirusa wielu zaczęło się jednak bać.

- I to nie tylko w tym zakładzie. Szczególnie pokolenie 50 plus tak zareagowało i miało do tego prawo, choć reakcje niektórych osób na zagrożenie w miejscu pracy były przesadzone - zaznacza Piotr Grążawski, sekretarz zarządu NSZZ "Solidarność" w Toruniu.

Polecamy

Pan Jarosław zareagował nerwowo, gdy dostał polecenie wyniesienia worów z odpadami żywności. Coś w nim wtedy pękło. Odmówił wykonania zadania, jeśli nie dostanie dodatkowych środków ochrony - z fartuchem, który wypatrzył w internecie, na czele. Stwierdził też, że praca tak blisko innych osób naraża go na ryzyko, które szef powinien docenić finansowym dodatkiem. Wszystko to - w nerwach - zakomunikował przełożonemu.

Reakcja była natychmiastowa, ale nie taka, jakiej spodziewał się pan Jarosław. Zamiast dodatkowej ochrony wręczono mu dyscyplinarne zwolnienie z pracy. Też w nerwach, bo jeszcze tego samego dnia dyscyplinarkę zamieniono mężczyźnie na "zwykłe" wypowiedzenie.

Zwolnienie z pracy? Było na ostro, szykował się bój w sądzie

Mediacji od razu podjąć się chciał szef zakładowej "Solidarności". Na początku było to trudne, bo poziom emocji był wysoki. Zrozumienia wymagały stanowiska obu stron sporu: bojącego się zarażenia pracownika (nieco przesadnie) i zdenerwowanego jego postawą pracodawcy (też przesadnie).

Wyglądało na to, ze sprawa skończy się w sądzie pracy, do którego po sprawiedliwość zamierzał iść pan Jarosław. Sprawę na swoim portalu opisała regionalna "solidarność". Ostatecznie udało się zakończyć ją ugodą: zwolnionego 50-latka przywrócono do pracy.

- Ta historia z toruńskiego zakładu pokazuje, jak ważne jest obecnie panowanie nad emocjami takimi jak lęk przed zarażeniem się, lęk przed utratą stabilizacji, złość na pracodawcę z powodu obciętego wynagrodzenia czy nowej organizacji pracy. Jako związkowcy dobrze wiemy, że w wielu przedsiębiorstwach i firmach jest teraz bardzo nerwowo. Konflikty generują, a nawet stają się zarzewiem buntu zachowania, które przed pandemią zasługiwałyby raczej tylko na machnięcie ręką - podkreśla Piotr Grążawski.

Związkowcy i inspektorzy pracy wiedzą, że szczególnie pierwsze miesiące pandemii obfitowały w podobne historie. W ramach studzenia emocji przypominano wówczas, że - owszem - podstawowym obowiązkiem pracodawcy jest zapewnienie bezpieczeństwa w miejscu pracy i to on ponosi odpowiedzialność za BHP (art. 207 par. 1 Kodeksu pracy).

Warto przeczytać

Z drugiej jednak strony sam strach czy panika, np. przed zarażeniem wirusem, nie są wystarczającym powodem do odmowy świadczenia pracy. Ten strach musi być uzasadniony, np. realnymi brakami środków ochrony osobistej.
Przepisy prawa pracy wyraźnie określają bowiem sytuacje, w których pracownik może powstrzymać się od świadczenia pracy.

I tak, w myśl art. 210 par. 1 Kodeksu pracy, pracownik ma prawo powstrzymać się od wykonywania pracy, (zawiadamiając o tym niezwłocznie przełożonego) w razie gdy warunki pracy nie odpowiadają przepisom bezpieczeństwa i higieny pracy i stwarzają bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia lub życia pracownika, albo gdy wykonywana przez niego praca grozi takim niebezpieczeństwem innym osobom.

Kolejny paragraf tego artykułu stanowi, że jeżeli powstrzymanie się od wykonywania pracy nie usuwa zagrożenia, to pracownik "ma prawo oddalić się z miejsca zagrożenia, zawiadamiając o tym niezwłocznie przełożonego". Co więcej, nie powinien z tego tytułu spotkać się z żadnymi negatywnymi konsekwencjami.

-Gdyby opisywana sprawa trafiłaby do sądu, ten musiałby ocenić, czy pracownik zbyt pochopnie nie ocenił skali ryzyka, a w tym kontekście - czy pracodawca podjął stosowne środki dla zagwarantowania mu bezpieczeństwa. Tutaj pracownik z Torunia i jego szef diametralnie różnie ocenili wielkość zagrożenia - podsumowuje Piotr Grążawski, sekretarz regionalnej NSZZ "Solidarność".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto