Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wyróżniajmy się z tego tłumu, czyli rozmowy o modzie

Janusz Milanowski
Wojciech Majda
Wojciech Majda Janusz Milanowski
O modzie, jej historii i współczesności, rozmawialiśmy z Wojciechem Majdą, wybitnym polskim scenografem, którego pasją jest właśnie moda.

Można powiedzieć, że jest Pan teoretykiem mody. Co jednego z najlepszych polskich scenografów z nią łączy?
Bez przesady - jest wielu lepszych. Jako scenograf pracuję także w teatrze i przy fabularyzowanych dokumentach. Jestem więc zmuszony robić kostiumy. Pochodzę z Łodzi, gdzie niegdyś byś świetnie zaopatrzony Klub EMPiK. Były tam dwa pisma francuskie: „Elle” i „Paris Match”. Rodzice zafundowali mi lekcje francuskiego, żebym mógł czytać głównie to drugie, jednak „Elle” przeglądałem - to była ikona mody, propozycja kolorystyczno materiałowa na przyszłość. W połowie lat 70. zacząłem współpracować ze spółdzielniami cepeliowskimi, które szyły konfekcję głównie damską i tak się zaczęło. To dzięki tej współpracy zacząłem wyjeżdżać na mniej znaczące pokazy mody do dawnych krajów demokracji ludowej, a później na zachód np. do Mediolanu, gdzie nawet pracowałem przy pokazach mody, upinając rzeczy, które ktoś zaprojektował. W latach 70. oznaczało to niezły dodatkowy zarobek. I tak to się zaczęło.

A teraz? Rozmawiamy przed Pana wykładem w toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej o plagiatach w modzie?
Moda interesuje mnie jako element wyglądu człowieka. Swego czasu na SGH prowadziłem zajęcia pn. „Komunikacja poprzez wygląd” i pojawiły się koszulki w różnych odcieniach zieleni z napisem „Benetton”. Wchodzę do sali, gdzie siedzi kilkaset osób i wszystkie dziewczyny mają je na sobie. Coś przerażającego! Jeśli człowiek chce być szczęśliwy, osiągnąć sukces na własną miarę, to musi jakoś siebie docenić i określić, a to m.in. objawia się przez to, co nosi na sobie. Moda jest wolnym wyborem tego, co istnieje na rynku.

A nie jest dyktatem?
Dyktatem jest to, co jest dostępne w sklepie, ale to od nas zależy, czy będziemy się wyróżniać na ulicy, czy wyglądać jak pachołki drogowe. Zawsze możemy dodać coś od siebie i sprawić, że ta marynarka, bluzka albo spodnie będą nasze. Jestem indywidualistą i uważam, że każdy człowiek powinien nim być. Kiedyś w pewnej dużej, państwowej firmie widziałem armię ludzi w takich samych garniturach. Jednemu z dyrektorów wypadła z kieszeni mała piersiówka po wódce. Okazało się, że z powodu tej uniformizacji, braku indywidualizmu ci ludzie są tak zestresowani, że przestają być sobą. I to jest przykład dyktatu mody. Zachowujmy swoją odrębność, styl i wrażliwości, a nie nośmy takich samych krawatów jak wszyscy wokół, bo właśnie pojawiły się w sklepach jako coś modnego.

Weekend, starówkowe knajpy zapełnione młodymi ludźmi, a wszyscy faceci wystylizowani jak manekiny w sieciowych sklepach. Ludzie wolą dyktat, bo tak jest łatwiej.
Ujął pan w słowa to, co myślę. Niedawno przejeżdżałem autobusem obok Galerii Mokotów wraz z panią mieszkającą w Szwajcarii. Była zdumiona tłumem jednokolorowych - szarych ludzi. Gdy w latach 70. po pewnym czasie wróciłem z zagranicy to uderzyło mnie, że kobiety na warszawskich ulicach chodzą ubrane w kolorowe poncza. Okazało się, że tego nigdzie nie można kupić tylko się szyje z koców. I nagle Warszawa i Kraków stały się kolorowe. Kobiety szyły same te poncza; jednym wychodziło lepiej, innym gorzej, ale czuć było indywidualizm. Pamiętam jak modne stały się patchworki i wszystkie moje koleżanki na planie filmowym szydełkowały i powstawały spódnice i bluzki, których nie było w sklepach.

Kto wynalazł dżinsy? Wersje są różne.
Pewien badacz socjologicznych aspektów mody powiedział, że są takie dwie egalitarne rzeczy, które zawdzięczamy Żydom: listek figowy i dżinsy Levi Strauss. Legenda mówi, że Francuz Jean przywiózł z miejscowości Nimes we Francji belę niebieskiego materiału do Kalifornii. Poznał pana Levi Straussa i postanowili z tego uszyć spodnie - to jest legenda. Angielskie słowo „jean” istniało już w słowniku w XVI w. Był to bardzo zbity, zwarty materiał z bawełny, z którego szyto żagle, a żagle dotarły już do Ameryki za sprawą Kolumba i już wtedy szyto z nich spodnie.

A jaka jest prawda?
Levi Strauss przyjechał do Nowego Jorku, gdzie na West Side dwóch braci miało sklep z materiałami, m.in. z brezentem. Strauss był domokrążcą i ledwie prządł z biedy. Wziął od braci kilka bel i pojechał do Kalifornii ogarniętej gorączką złota i tam zaczął szyć plandeki na wozy i płachty namiotów w kolorze brązowym. Pewnego dnia ktoś z kupujących potrzebował spodni roboczych, więc Strauss zaniósł materiał do jakiegoś krawca. I tak powstały pierwsze dżinsy na szelkach. Te brezentowe spodnie były tak sztywne, że można je było postawić. I tak się zaczęło. Potem szyto je z cieńszego brezentu barwionego indygo.

Ile wart jest rynek dżinsów?
Dokładnie nie wiem. W specjalistycznej prasie wyczytałem, że dżinsy Levi Straussa są najczęściej podrabianym produktem z jego znakiem. Taka podróbka jest tańsza o 40 proc. od oryginału, gdy już trafi na rynek, a powstaje w tych samych miejscach, gdzie się produkuje dżinsy: m.in. w Pakistanie i Bangladeszu czy w innych krajach z tanią siłą roboczą. Prawdę mówiąc nie jestem pewien czy w USA jest jakaś fabryka dżinsów? Warto zauważyć, że przemyt podróbek nakręca wzrost sprzedaży i obniżkę cen.

A’propos podróbek. Kiedy zaczęły się kradzieże w modzie?
Rynek podróbek jest o wiele większy niż oryginałów. Zaczęło się od Marii Antoniny i jej wiedeńskiej krawcowej. Podróbki na masową skalę zaczęły się na początku XIX w. Kiedyś nie było kreatorów mody, byli krawcy. Jeśli ktoś na ulicy zobaczył kreację, która mu się spodobała to szedł do krawca i ten daną rzecz podrabiał. Kiedy powstały wielkie domy mody Yves Saint Laurent, Coco Chanel, to zatrudnieni w nich asystenci wynosili wynosili projekty i sprzedawali innym. Pewien Polski projektant, który zaprojektował piękną suknię na wzór chitonu greckiego, zobaczył bardzo podobną na prezenterce telewizyjnej i protestował przeciwko kradzieży swojego pomysłu. Ja uważam, że to nie było kradzież tylko inspiracja. Pomysł na to, żeby obcasy butów pomalować na czerwono też został od kogoś zapożyczony. Podrabiano wszystkich i wszystko. Wielką aferą było podrobienie tweedu szkockiego. Najlepszy nazywa się Harris Tweed (od wyspy Harris, gdzie jest wytwarzany). Japończycy, którzy również są producentami tweedu nazwali jedną ze swych wysepek Harris. Szkoci dopiero po wielu latach wygrali z nimi proces. Pomiędzy podróbką a inspiracja różnica jest niewielka, ale podrobić jest łatwiej.

W świetnej książce „Historia burdeli”, Garcia Massague Monica często wskazuje na prostytutki jako awangardę mody i stylu. Panie płatnerki niemal wszędzie musiały nosić wyróżniające się stroje i w ten sposób zaczęły lansować styl danego czasu, z którego czerpały mieszczanki i arystokratki.
Był w Łodzi, na ulicy Piotrkowskiej, sklep przedwojenny „Bata” w czasie mojej młodości tam sprzedawano buty i często tam z rodzicami zaglądałem. Był on vis a vis Hotelu Grand. Widziałem, jak przez kręcone drzwi przechodzą pięknie noszące się kobiety w eleganckich futrach, wysokich butach na szpilkach i ze szwem na pończochach. Byłem młody i nie wiedziałem czym te panie się trudnią, ale ich szyk robił wrażenie.

A jaki jest polski wkład do światowej mody?
Na pewno są nim modelki, które po pierwszym sukcesie na wybiegu zaraz rozbierają się dla ekskluzywnych pism. Polscy projektanci są bardzo cenieni, ale nie ma w tej chwili wśród nich osobowości na miarę Versace, na przykład.

Janusz Głowacki mówił o zidioceniu świata na punkcie diznajerstwa i przypominał, że Kevin Klein czy Versace to zwykli krawcy, a nie autorytety dla ludzkości. Cytuję: „Zapominamy, że to są po prostu krawcy. Kiedyś chodziłem do pana Kazia na Pragę szyć spodnie, takie modne, obcisłe. Nasze rozmowy były takie, że ja mu mówiłem: robię przyjęcie na cztery osoby, czy dwa litry wystarczą? On mnie pytał: panie Januszu, w której nogaweczce pan szabelkę nosi? A teraz pana Armaniego pytają o przyszłość świata”.
Jest w tym bardzo dużo racji, bo faktycznie wymienieni przez niego ludzie zaczynali jako krawcy, ale osiągnęli sukcesy, a dzięki temu, że zaprojektowane przez nich lub ich pracowników ubiory noszą międzynarodowe gwiazdy, co podchwytują i to nawet najbardziej poważne media i dawni krawcy, którzy stali się projektantami, w następnym kroku stają się celebrytami i dalej „autorytetami” prawie od wszystkiego. Podobno, dzięki mediom nawet z „kołka w płocie” można zrobić prezydenta o ile ma się pieniądze i czas na właściwe przygotowanie.

A co Pan myśli o dziurawych dżinsach? Pierwsze pojawiły się ponoć na okładce jednego z albumów The Rolling Stones?
To pan wie to lepiej ode mnie. Mam do nich taki stosunek… Jeżeli kobieta lub mężczyzna po czterdziestce (a więc wciąż młodzi, bo młodość nie umiera tylko rośnie z wiekiem) zakładają takie spodnie, to znaczy, że gdzieś się pogubili i emocjonalnie nie są sobą.

Uważa Pan, że to infantylne?
Nie, wcale nie. Robią to dlatego, żeby może się skryć, upodobnić do reszty?

Jak zatem poprzez modę pokazać swój indywidualizm?
Trzeba zacząć od spojrzenia w lustro i pytania: kim ja jestem? Jeśli odpowiem na nie choćby tylko częściowo, ale prawdziwie, to będę wiedział jak się ubrać. Trzeba też znaleźć czas, żeby zająć się własnym wyglądem, a nie wiązać krawat „na szybko” za biurkiem w pracy.

Wojciech Majda
Znawca i pasjonat mody, twórca scenografii i wnętrz do wielu filmów #dokumentalnych i fabularnych oraz do seriali telewizyjnych, m.in. „Szaleństwo Majki Skowron”, „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”, „Och Karol”, „Białe tango”, „Na kłopoty... Bednarski”, „Pogranicze w ogniu” czy „Polskie drogi”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto