Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wyjątkowy Łącznik między Toruniem a Ukrainą

Wojciech Pierzchalski
Wojciech Pierzchalski
Wakacje w Centrum Integracji Łącznik to pracowity czas.
Wakacje w Centrum Integracji Łącznik to pracowity czas. Grzegorz Olkowski
Dziennie przez to miejsce przewijają się dziesiątki osób, które w Toruniu znalazły schronienie przed rosyjskimi bombami. „Łącznik” przy Podmurnej działa już ponad miesiąc. Stara się stworzyć w naszym mieście drugi dom dla uchodźców.

Obejrzyj: Tajemnice Twierdzy Toruń i innych miejsc w mieście

od 16 lat

Ona do Torunia, on na front

Irena w Polsce jest od marca. Pochodzi z Kijowa, skąd, przez Odessę, Lwów i Przemyśl trafiła do Torunia. Droga była trudna, trwała kilka dni. – Wszędzie tłum, syreny ostrzegające przed nalotami i ciągła niepewność, co się stanie – wspomina kobieta. W Ukrainie pracowała w administracji publicznej, wcześniej jako dziennikarka. Ale jak przyjechała do Polski, była kompletnie zagubiona. Jej mąż został w Kijowie, do którego wrócił z Polski – przyjechał tu pracować 3 tygodnie przed wybuchem wojny. Gdy rozpoczęła się inwazja, on wracał do ojczyzny walczyć na froncie, a Irena z niej wyjeżdżała – minęli się.

Polecamy

Razem z córką nie wiedziały, czy poradzą sobie w nowym kraju, nie znając ani języka, ani kogokolwiek, kto by go nauczył. Ona i córka – zdane na pomoc innych. Gdy dotarły do Torunia, wolontariusze pomogli im znaleźć mieszkanie i powiedzieli o Centrum Integracji Łącznik przy Podmurnej na starówce.

– Pierwszy miesiąc spędziłyśmy w domu, bo byłyśmy chore. Potem starałyśmy się poznać ludzi i miasto, ale było bardzo trudno. Byłyśmy spanikowane – przyznaje. Pomogło, że poznała „Łącznik”, w którym poznała inne Ukrainki, że mogła porozmawiać i usłyszeć, że będzie dobrze. Teraz sama pomaga innym, by było im łatwiej odnaleźć się w nowej rzeczywistości niż jej samej. – Staram się pomóc w znalezieniu lekarza, prawnika, psychologa – wymienia.

Być spokojnym, chociaż o dzieci

W „Łączniku” uchodźcy dostają pomoc przy załatwianiu spraw związanych z pobytem i codziennymi sprawami, ale najważniejsze jest tu wsparcie adaptacji w nowym kraju.

Polecamy

– Lekcje polskiego dla dzieci prowadzone są na mieście, żeby najmłodsi nie tylko poznawali język, ale też miejsce, w którym żyją – tłumaczy Anna Lamers, jedna z założycielek Centrum Integracji Łącznik. – Chodzi o to, żeby wiedziały, gdzie jest kino, a gdzie teatr, gdzie pójść na lody, żeby znały miejsce, do którego trafiły. Żeby poznawały lokalną społeczność i Toruń.

Dziennie przez „Łącznik” przewija się nawet 50 osób – w wakacje głównie dzieci, którymi opiekują się wolontariuszki. – Mamy nie mają z kim zostawić dzieci, kiedy idą do pracy, bo ich rodziny zostały w Ukrainie, chcemy je odciążyć – tłumaczy Lamers.

– Zaczyna się też ogromny problem z mieszkaniami. Dużo ludzi przyjęło pod swój dach rodziny z Ukrainy, ale wojna trwa już ponad 4 miesiące i zdarzają się problemy ze znalezieniem domu. Staramy się zapewnić miejsce, gdzie można usiąść, wypić kawę, spotkać się ze znajomymi, bo nie każdy ma warunki, żeby do siebie kogoś zaprosić.

Polecamy

Irena: – Matki wiedzą, że ich dziecko będzie tu najedzone, będzie mu poświęcony czas, pobawi się z rówieśnikami. Mogą spokojnie pracować albo mieć po prostu chwilę, żeby zadbać o siebie i pójść fryzjera, spotkać się ze znajomymi czy chociaż pospacerować nad Wisłą. Ukrainki borykają się z traumami – syreny ostrzegawcze, płacz dzieci na dworcach podczas ewakuacji, szczekanie psów – to wszystko zostaje z nimi. Kiedy mogą być spokojne, chociaż o dzieci, już jest im łatwiej się z tym uporać.

Niepewne powroty

W „Łączniku” zatrudnione na stałe są dwie osoby z Ukrainy, które do Polski trafiły po 24 lutego. Pomagają jeszcze wolontariusze, ale „moce przerobowe się kończą” – przyznaje Anna Lamers. Ogromnym zainteresowaniem cieszą się głównie lekcje polskiego – na liście oczekujących na rozpoczęcie nauki jest 100 nazwisk.

– Nie spodziewamy się, żeby to duże zainteresowanie się szybko skończyło. Nawet jeśli część dzieci się już zaaklimatyzuje, to przyjadą następne, nimi też ktoś się musi zająć. A trafiają do nas osoby nie tylko z Ukrainy, ale też z Białorusi czy Kazachstanu – zwraca uwagę jedna z założycielek „Łącznika”.

Polecamy

Irena przyznaje, że wśród osób, którym pomaga, dużo słyszy o powrotach do domu. – Większość jest bardzo zadowolona z tego, jak im się żyje w Polsce, ale jednak ich dom jest w Ukrainie. Ci, którzy mają do czego wracać, coraz częściej wracają. Ja też bardzo tęsknie za domem. Tu możemy pójść do kina czy teatru, ale przecież większość rodziny została tam, więc się tęskni.

Sama planuje wrócić do Ukrainy, kiedy skończy się wojna. Póki co jednak chce chociaż trochę ułatwić innym odnalezienie się w tej sytuacji. – Tak, żeby nie musieli się tak stresować jak ja – uśmiecha się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto