Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Toruniu zawsze biega się dobrze. Rozmowa z Igą Baumgart-Witan

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński
archiwum Polskapress
Iga Baumgart-Witan ma za sobą bardzo udany ubiegły sezon. W 2020 roku docelową imprezą są oczywiście igrzyska olimpijskie, ale wcześniej, jeszcze zimą, czołowa polska lekkoatletka ma w planach starty w Toruniu, w tym w Orlen Copernicus Cup.

Po raz kolejny wystąpi Pani w Toruniu na Orlen Copernicus Cup. Wspomnienia z dotychczasowych startów może mieć Pani dobre...

Oczywiście. Zawsze dobrze mi się tu biegało i odnosiłam tu już zwycięstwa. Miałam tu rewelacyjne czasy, gdyż biłam tu swoje halowe życiówki. Chciałabym dołożyć do tego kolejną cegiełkę i na tegorocznym mityngu w Toruniu pobiec jeszcze szybciej i, mam nadzieję, znów wygrać.

Jakie są Pani pozostałe plany na tegoroczny sezon halowy?

Planuję sporo startów w mityngach z World Athletics Indoor Tour. Nie wezmę udziału we wszystkich, bo cykl zaczyna się jeszcze w styczniu. Mój pierwszy start będzie 4 lutego w Duesseldorfie. Później wystąpię w Toruniu, następnie w dwóch kolejnych mityngach oraz w mistrzostwach Polski. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem planuję także wyjechać do Chin na mistrzostwa świata. Docelowym halowym mityngiem jest jednak Orlen Copernicus Cup. To właśnie w Toruniu chciałabym się naprawdę dobrze pokazać.

Jak traktuje Pani wspomniane halowe mistrzostwa świata? Najważniejszą imprezą sezonu są oczywiście igrzyska olimpijskie, ale zawody w Chinach też mają przecież swoją rangę.

Tak się mówi, że to tylko hala, że te mistrzostwa nie będą takie istotne, że ważniejsze będzie lato. Gdy się już jednak jest na miejscu, to wiadomo, że nie myśli się o tym, że przed sobą ma się inne starty. Zawsze walczy się o jak najwyższe miejsce i o jak najlepszy czas. Walczy się tak, jak tylko się w danym dniu da.

Czy w przygotowaniach do igrzysk olimpijskich planuje Pani jakieś nowości, czy też ufa Pani dotychczasowym planom treningowym i niczego nie zmienia?

Moja trenerka (Iwona Baumgart, prywatnie mama zawodniczki - dop. aut.) nie będzie wiele zmieniała, bo przed igrzyskami nie ma sensu zbyt wiele kombinować. Byłoby ryzyko, że zrobi się coś głupiego, a potem będzie się tylko żałowało. Na pewno będzie ciężko, bo będę musiała biegać dużo więcej i dużo szybciej, ale nie są to radykalne zmiany. Nie wprowadzamy nowych ćwiczeń lub wyjazdów na jakieś nowe zgrupowania. Będzie standardowo, choć zarazem szybciej i mocniej.

Ubiegły rok był udany zarówno dla Pani, jak i dla całej sztafety 4x400 metrów. Zdobyłyście medal mistrzostw świata, potrafiłyście pokonać Amerykanki w IAAF World Relays, a do tego razem z Justyną Święty-Ersetic wystąpiłyście w indywidualnym finale biegu na 400 metrów na mistrzostwach świata. To był chyba wymarzony rok?

Wymarzony i niewymarzony. Sportowcy zawsze chcą więcej. To jednak prawda, że był to najlepszy sezon, jaki do tej pory miałam w mojej karierze. Mam jednak do siebie pretensje o kilka biegów, na przykład o ten z halowych mistrzostw Europy. Zawsze jest jeszcze coś do poprawienia i urwania. Nie zamierzam więc kończyć startów. Praca pod igrzyska będzie bardzo ciężka. A co to da? Na pewno znów będziemy walczyć o jak najwyższe cele. To nie tak, że będę coś odpuszczać. O niektórych sprawach zadecydujemy pewnie dopiero na miejscu. Zobaczymy, jak będzie wyglądał plan startów. Jest nie tylko nasza sztafeta, ale jeszcze sztafeta mieszana oraz starty indywidualne. Będziemy pracować nad tym, żeby to wszystko zgrać i żeby było dobrze. Może będzie potrzeba, żeby odpuścić bieg indywidualny na rzecz sztafetowego?

Na ostatnich mistrzostwach świata biegała Pani wszystko. Był więc jeden start za drugim...

Było bardzo dużo tych biegów, już nie pamiętam ile. Przyjechałam wtedy do Polski wykończona.

W finale sztafety pobiłyście wówczas rekord Polski i to aż o 2,60 sekundy. Czy są jeszcze rezerwy na dalsze poprawienie najlepszego czasu?

Spodziewałyśmy się wówczas, że jesteśmy w stanie pobić rekord, ale nie myślałyśmy, że aż o tyle. Nie wiem, czy są rezerwy, ale wydaje mi się, że potencjalnie tak. Ja i Justyna biegałyśmy w Dosze mnóstwo razy, więc gdybyśmy startowały w finale "na świeżo", to jeszcze dałoby się coś urwać. Justyna mogłaby pobiec poniżej 50 sekund i to bez problemu. W eliminacjach ratowała nas Ania Kiełbasińska, bo ja się rozchorowałam i padłam po finale indywidualnym. Nie byłam w stanie biegać i ktoś musiał mnie zastąpić. Ania zrobiła to rewelacyjnie. Nasze srebro to jest również jej medal, nie tylko nasz.

Wielu sportowców obawia się upałów podczas igrzysk. O wysokich temperaturach na olimpijskim akwenie, kilkadziesiąt kilometrów od stolicy Japonii, mówiła m.in. Jolanta Ogar-Hill, żeglarka UKŻ Viking Toruń. Czego mogą się spodziewać lekkoatleci, którzy wystartują w samym Tokio?

Teraz w Dosze miałyśmy taką sytuację, że temperatury były tragiczne, ale na szczęście stadion był klimatyzowany. Rozgrzewałyśmy się w hali i nie wychodziłyśmy na dwór. Następnie kierowałyśmy się prosto na stadion i czułyśmy, że warunki nadal są jakby halowe. Nie było wiatru, a temperatura była idealna - dwadzieścia kilka stopni. W Tokio takiego komfortu raczej nie będzie. Na razie się tym jednak nie martwimy. Robimy swoje, a martwić się zaczniemy dopiero na miejscu, gdy zobaczymy, co tam zastaniemy.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto