Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W gotyku kobiety mogły pokazywać w zasadzie tylko twarz i dłonie. W XVI w. zaczęły kusić biustem

Tomasz Skory
Maria Gessek, kustosz Muzeum Okręgowego w Toruniu
Maria Gessek, kustosz Muzeum Okręgowego w Toruniu Jacek Smarz
Na koniec karnawału i przed Dniem Kobiet, rozmawiamy z Marią Gessek, kustoszem Muzeum Okręgowego w Toruniu, o miejskiej modzie, kanonach piękna i sposobach dbania o urodę, od średniowiecza po czasy współczesne. Rozmawiał Tomasz Skory

Od kiedy możemy mówić o pojawieniu się mody na terenach Polski i naszego regionu?
Podejrzewam, że gdyby podszedł Pan teraz do kolegów i koleżanek z Działu Archeologii, to odpowiedzieliby, że moda istniała od zawsze, wszędzie tam gdzie znajdował się człowiek, który miał w miarę zaspokojone podstawowe potrzeby. Tam gdzie pojawia się dostatek, pojawiają się też pewne mody, dlatego myślę, że w Toruniu możemy mówić o nich przynajmniej od XIII wieku. Natomiast chciałabym tu zaznaczyć, że gdy będziemy mówić o modzie w Toruniu i innych miastach, to raczej o tej obowiązującej wśród wyższych warstw społecznych. W tych niższych nie przywiązywano do niej takiej wagi, a poza tym istniały też ordynacje, dokumenty wydawane przez miasta, w których określano kto w czym może chodzić. I nie daj, żeby ktoś będący tylko rzemieślnikiem ubrał płaszcz podbity futrem z soboli, albo uszył odzież z drogiego adamaszku lub jedwabiu!

To w co w takim razie stroili się ci, którym było wolno?
W tym miejscu warto podkreślić, że moda męska długo była bardziej wyrafinowana i bogatsza od kobiecej. Mężczyźni nosili o wiele więcej biżuterii, a ilość nakryć głowy, wśród których mogli przebierać, była zaskakująca. W naszym muzeum mamy XV-wieczny tryptyk poświęcony Męce Pańskiej. Na ołtarzu znajdują się rzeźby, płaskorzeźby i malowidła przestawiające kilkadziesiąt postaci, głównie mężczyzn. Zadałam sobie trud i policzyłam, ile mają różnorodnych nakryć głów. Zgadnie Pan ile?

Kilkanaście?
Czterdzieści! Tymczasem w XV wieku dorosłe, zamężne kobiety, a oznaczało to wtedy nawet 12-13 lat, musiały mieć zakrytą głowę chustą. Jedną okrywano włosy, a drugą zasłaniano szyję. Ewentualnie najbogatsze panie nosiły czepce i to w zasadzie wszystko, co miały wówczas do wyboru.

Ale mogły sobie chyba pozwolić na jakieś ozdoby?
Kobieta się dawniej „przypiększała” i „muskała” za pomocą „piękroszek”. Piękroszkami nazywano każdą ozdobę, wszystko co kobietę czyniło piękniejszą. Natomiast historycznie istniało duże napięcie społeczne, częściowo wynikające z nauki kościoła, które przestrzegało kobietę by się zbytnio nie upiększała. W XVI wiecznej książce Łukasza Górnickiego „Dworzaninie polskim” możemy przeczytać rozmowę dwóch panów. Jeden mówi do drugiego: „Kochając się w białych głowach tak barzo, jako się kochasz, przestrzeż ich z tego co źle. Bo im to pochodzi stąd, że gwałtem chcą być piękne, a to nic innego nie jest jeno wydwarzanie. A owo zasię jako sprośna rzecz, kiedy dobra pani czegoś tak wiele na twarz nakładzie, iż się zdaje jakoby była maszkarze; ani się śmie roześmiać, aby się jej na twarzy nie złupała”. W ten sposób przestrzegano panie przed nadmiernym „wydwarzaniem”.

Dziś mówi się chyba o „tapetowaniu”.
Tak, współcześnie też się uważa, że zbyt ostry makijaż szpeci kobietę. Jednym się to podoba bardziej, innym mniej, ale raczej doradza się zachowanie umiaru. W XVI w. ksiądz Skarga pisał nawet „Szpecić teraz twarz potrzeba, która się przeciw rozkazaniu bożemu bielidły i rumienidły, i innymi przyprawy malowała”. Szpecić, nie malować! Tu warto wyjaśnić czym są te bielidła i rumienidła, zwane też czerwienidłami. Bielidła, jak łatwo się domyśleć, służyły do rozjaśniania karnacji i maskowania krost oraz innych niedoskonałości skóry. Czerwienidłami malowano policzki i powieki. Były też czernidła, którymi podkreślano brwi i błękitnidła. Spróbuje Pan zgadnąć do czego służyły?

Też do malowania powiek?
Nie zgadnie Pan. Odpowiedź możemy znaleźć w powieści „Pan Podstoli” Ignacego Krasickiego z XVIII wieku. Pisze on: „Oko czerwienidłem ożywić, czernidłem brwi powiększyć, bielidłem płeć poprawić, a błękitnym kolorem kurs delikatnych żyłek oznaczyć”. Arystokratki chciały w ten sposób podkreślić tę swoją „błękitną krew”.

Jak się tworzyło te wszystkie „upiększacze”?
Tu warto wspomnieć o książce włoskiego mnicha i alchemika o nazwisku Pedemontanus, zawierającej piętnastowieczne przepisy na leki i kosmetyki. Książka ukazała się w 1555 roku we Włoszech i szybko stała się bardzo poczytna w całej Europie. Doczekała się 170 wydań, w tym została przetłumaczona na polski. Znajdziemy w niej np. przepis na bielenie lica, w którym Alchemik radzi utrzeć koziego blasku - to taki minerał - i dodać do niego olejków słodkich migdałowych oraz saletry palonej. A saletra służy do produkcji środków wybuchowych. Ale Pedemontanus stosował jeszcze gorsze składniki, bo np. na bazie rtęci.

Co kończyło się pewnie zatruciem organizmu...
To były skrajne przepisy, natomiast nie brakowało też takich prostszych, a równie skutecznych. Najbardziej popularne były na bazie mączki z fasoli lub ziemniaków. Książkę Pedemontusa wydawano u nas kilkukrotnie, ale mieliśmy też swoje własne przepisy. W 1595 roku ukazał się „Herbarz Polski” Marcina z Urzędowa, lekarza, który studiował medycynę w Padwie w tym samym czasie co Kopernik. Pisze on, między innymi, że na zmarszczki dobrze robi olej z żołędzi i podaje różne sposoby farbowania włosów. Od XVI wieku kobiety z ciemnymi włosami rozjaśniały je, a te z jasnymi - przyciemniały. Marcin z Urzędowa radzi np. „Włosy farbuje czarna szałwia, kładąc ją w ług, albo nasienie myrtowe, gotując w wodzie, a tym włosy myjąc czerni”.

W XVI wieku zmienił się też ideał kobiecej sylwetki.
Kobiety zaczęły kusić biustem, co w średniowieczu było nie do pomyślenia. To prawda. Sylwetka gotycka była smukła i wysoka, a kobiety mogły pokazywać w zasadzie tylko twarz i dłonie. W renesansie nastąpił powrót do form greckich i rzymskich, a odkryte ciało stało się symbolem piękna. Kobieta odrodzenia to kobieta zmysłowa, zaokrąglona, z wyraźnym dekoltem. Piersi, zwłaszcza w renesansie włoskim, pokazywano niemal całe. Tylko - uwaga - co się dzieje w połowie XVI wieku w Toruniu i Polsce? Rozprzestrzeniła się reformacja, a protestanci wprowadzili bardzo surowe zasady. Gołe piersi im nie pasowały, dlatego na ulicach Torunia najprawdopodobniej nie można było zobaczyć kobiet w ubiorach z głębokimi dekoltami. W tym samym czasie moda hiszpańska preferowała czarne ubiory z charakterystyczną białą kryzą - bardzo odpowiadająca luteranom. Te kryzy były sztywne, niewygodne, ale wszyscy je nosili, bez względu na stanowisko. Stolarz pracujący piłą też miał wokół szyi taką kryzę.

Nie było to zbyt praktyczne.
To pokazuje jak zniewala nas moda. Coś nie jest wygodne, ale i tak będziemy tak chodzić, tylko dlatego, że jest modne. Ale pod koniec XVII w. dekolty pojawiły się także u nas, tylko zakrywane koronką. Barok to właśnie lejące się suknie, duże dekolty, białe kołnierze, mankiety, falbanki, koronki i jeszcze raz koronki. Tu się pojawia następny temat - dlaczego tylko białe? Ma to związek z higieną. Francuscy lekarze wymyślili, że kąpiel w ciepłej wodzie powoduje rozszerzanie się porów skórnych, a przez nie do środka dostają się choroby. Bano się powrotu dżumy, więc się nie kąpano, ale dbano o higienę wymieniając bieliznę. Bogaci mieszczanie potrafili po kilka razy dziennie zmieniać spodnią odzież. Czyste, białe ubranie, które wystawało spod wierzchniego okrycia, było oznaką higieny. Następnie przyszedł XVIII wiek, a wraz z nim coraz większe dekolty, coraz wymyślniejsze fryzury i coraz więcej ozdób. Panowie też od nich nie stronili. Frędzle, kokardy, falbanki, kapelusze, piórka - stroili się jak koguty! XVII w. już lubił peruki, ale w XVIII przeżywały one prawdziwy rozkwit. W tych czasach modne były też trójgraniaste kapelusze, ale panowie rzadko je wkładali bo... popsułyby im grubo upudrowaną perukę. Potem mamy epokę wiktoriańską i kolejny przykład na to, jak zniewala nas moda. Obowiązujące stają się gorsety, w które kobiety się zakuwały, by uzyskać talię osy. Deformowały one żebra i utrudniały oddychanie, ale aż do XX wieku trzeba było czekać, by się temu przeciwstawić.

A która z tych epok najbardziej wpłynęła na czasy współczesne? Czy jesteśmy już tak oderwani od tego, co było kiedyś, że nie da się wskazać takich zależności?
Jeżeli mówimy o ubraniach, to zmieniło się dużo. Dziś jest większa unifikacja i wszyscy ubieramy się podobnie. Moda męska i damska są dziś bardziej zbliżone do siebie, coraz trudniej spotkać dziewczynkę w spódniczce czy sukience. Chodzimy w t-shirtach, dżinsach, legginsach, prostych strojach, a kiedyś tych „piękroszek” było o wiele więcej. Ale przez te wszystkie lata nie zmieniło się to, że jest pewien kanon, który trzyma nas w ryzach. Uważamy się za indywidualistów, mamy więcej wolności osobistej i każdy może chodzić w tym czym chce, ale z drugiej strony bardzo podlegamy modzie i nie chcemy wyjść poza pewien schemat. To paradoks kulturowy.

Boimy się, że nie nadążając za modą nie będziemy atrakcyjni dla innych?
Każda kobieta chce czuć się piękną. To potrzeba głęboko zakorzeniona w kobiecej naturze. Natomiast mężczyźni często mają swoje własne wizje kobiecego piękna i to oni im tę modę dyktują. Tu przytoczę ciekawy cytat. Michał Dymitr Krajewski w „Podolance” z 1784 roku napisał: „Gust piękności odmienia się według różności i klimatu każdego kraju. Są nawet tacy, co szaleją za takimi twarzami, które Ty nazywasz szpetne. Wszystkie kobiety są ładne. A jeżeli oczy twoje krzywe nie widzą tego, nie skarż się na naturę, ale na twoje modne dziwactwa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto