Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Uspokajając swoją porywczość lepiej przeżyjemy święta

Kamil Pik
Grzegorz Olkowski
O przeżywaniu świąt Bożego Narodzenia rozmawiamy z ks. dr. hab. Piotrem Roszakiem z Wydziału Teologicznego UMK

Zdaniem księdza, Boże Narodzenie nadal ma dla nas ważny wymiar pozamaterialny czy też koncentrujemy się dziś głównie na komercyjnej stronie?
To jest trudne pytanie, ale jestem optymistyczny w tym względzie. Sądzę, że jednak potrzebujemy w naszym codziennym biegu chwili zatrzymania i spojrzenia z pewnej perspektywy na wszystko, co w naszym życiu się dzieje. Dobrze byłoby, gdyby przedświąteczne przygotowania i krzątanina służyły złapaniu wewnętrznego dystansu. Gwarantuje on możliwość przemyślenia pewnych spraw i chroni przed podejściem naskórkowym do świąt. Zauważam to, że Polacy, podobnie jak Hiszpanie, wśród których pracowałem duszpastersko wiele lat, wyraźnie czekają na święta, budując swoistą zaporę przed banalnością. Wkładamy w przygotowanie do świąt wiele wysiłku, bo one duże dla nas znaczą i czujemy, że nie wolno tego zmarnować. Warto, aby było to oczekiwanie, choć nasycone zabieganiem, to jednak twórcze, które nie zapomina po co to wszystko robimy. Wtedy będzie to czas doładowania akumulatora duchowego, dzięki Temu, który rodzi się bez fajerwerków i grzmotów w „cichą” noc. Do tej ciszy, nasyconej ważnymi treściami, warto się przygotować, duchowo nastroić.

Nie obawia się ksiądz, że przy tak bardzo rozhuśtanych w tym roku nastrojach społecznych może być trudno porozumieć się nawet przy świątecznym stole, nawet członkom jednej rodziny?
Rzeczywiście, jest takie niebezpieczeństwo. Myślę jednak, że nazywając takie obawy i emocje po imieniu będziemy mogli ten czas, jeszcze przed świętami, wykorzystać na ich uspokojenie i wyciszenie. To trochę jak z fotografią, która w spotkaniu ze światłem - właśnie - prześwietla się, tak podobnie ze złem: wyznanie go pomaga odzyskać wolność. Człowiek ogarnięty emocjami podejmuje pochopne decyzje, często krzywdzące drugich i siebie. A jak to mówił św. Bonawentura - człowiek powinien być łagodny, bo wtedy jak nie wzburzona falami tafla wody potrafi odbić właściwy obraz. Gdy człowiek uspokoi swoją porywczość, będzie w stanie przeżyć święta zdecydowanie lepiej, bo nauczy się przyjmować Boga z pokorą, która jest najbardziej z ludzkich cnót. Może właśnie ze względu na napiętą sytuację, jeszcze bardziej czekamy dziś na ten moment, gdy będziemy mogli na chwilę zastanowić się nad sobą i życiem w świetle nocy betlejemskiej. Święta powinny być dla nas taką oazą, którą od pewnego czasu widzimy już na horyzoncie, a po dotarciu do niej umiemy ją docenić i odpowiednio przeżyć.

Jak to jednak zrobić? Jak skutecznie wyciszyć się, gdy emocje buzują?
Dla mnie kluczowe jest przekonanie, zawarte w Piśmie Świętym i stanowi istotę świąt Bożego Narodzenia, że „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”. Zwróciłbym uwagę na to słowo „między”, bo jest to przestrzeń, o którą właśnie w czasie świąt chodzi. Powinniśmy starać się stworzyć „między nami” taką wspólnotę, która opiera się na prawdziwych i sprawdzonych wartościach. W tym znajdowaniu świątecznego pokoju podkreśliłbym jednak również znaczenie właściwego przeżycia nabożeństw chrześcijańskich oraz wspólnego śpiewania kolęd. To coś więcej niż wspominanie przeszłości, pielęgnowanie tradycji - to zaszczepianie w człowieku nadziei, która mówi o tym, że zawsze jest możliwe jakieś rozwiązanie, że warto pochylić się i spojrzeć na siebie z pokorą. Boże Narodzenie, ze swoim zwyczajnie niezwyczajnym przekazem, wyrabia w nas wrażliwość na codzienność, w której decyduje się to,kim jesteśmy, jakiej miary osobą stajemy się przez nasze wybory.

Czy można pokusić się o tezę, że rola Wigilii jest u nas wyjątkowa? Szczególnie w porównaniu z obchodami Bożego Narodzenia na Zachodzie?
Myślę, że niekoniecznie. Jest ona istotna również w całym chrześcijańskim Zachodzie. Choć akcenty są rozłożone inaczej w różnych krajach. Patrząc na moje hiszpańskie doświadczenia, to noc wigilijna zwana tam „noche buena” czyli dobra noc, wraz z „mszą koguta” (misa de gallo) jak określają pasterkę, też jest okazją do spotkania przy stole. Choć nie zawsze są tam podawane potrawy postne, nie ma prezentów i opłatka (bo to typowo polski sposób obchodzenia Wigilii), to jednak atmosfera tej nocy jest równie wyjątkowa. Najważniejsze tego wieczora jest poczucie oczekiwania. Poczucie, że zbliża się coś bardzo ważnego. Wigilia to jest taka brama, przez którą wchodzimy w przeżywanie świąt, a za sobą zostawiamy to, co drugorzędne.

A kto powinien nam w Wigilię przynieść prezenty, Mikołaj czy Gwiazdor?
(śmiech) Nie mnie to rozstrzygać. Wolę zachować neutralność, by się nie narazić ani jednemu, ani drugiemu. To raczej kwestia regionalnych tradycji. Gwiazdor to nawiązanie do gwiazdy Betlejemskiej, człowiek gwiazdy, czyli ten, który ma wskazywać drogę. Myślę, że jeśli nazwiemy w tę noc Mikołaja Gwiazdorem, to się za to nie obrazi. Bo przecież w obdarowaniu prezentami najbardziej chodzi o dostrzeganie u innych ich potrzeb, trudności i okazaniu tego, że jesteśmy wsparciem dla siebie nawzajem. Ważne, aby każdy prezent nam w czymś pomógł i rozwijał.

Czyli w podarowaniu najbliższym prezentu nie jego wartość materialna powinna być dla nas najistotniejsza.
Zdecydowanie. Uważam, że sprawna socjotechnika reklam sprawiła, że odeszliśmy od namysłu nad tym, czego ten człowiek naprawdę potrzebuje, a co może być dla niego wsparciem. Bardziej skupiamy się dziś na tym, aby prezentem zaszokować i często zaczynamy licytować się na wartość podarunków. Myślę, że powinniśmy włączyć w tym trendzie bieg wsteczny i zacząć się z niego wycofywać. Gospodarka na tym nie straci, a zyskać mogą nasze relacje z najbliższymi. Bo te na pewno ucierpią, jeśli o nich zapomnimy, skupiając się jedynie na kupowaniu coraz to droższych prezentów.

Na koniec proszę mi powiedzieć, ile jest prawdy w tezie powtarzanej przez wiele osób co roku, że część z bożonarodzeniowych tradycji to efekt zaadaptowania przez chrześcijaństwo obyczajów przedchrześcijańskich?
Jest w tym trochę prawdy. Dlatego, że chrześcijaństwo pojawiło się w pewnym określonym momencie dziejów. Wcześniej ludzie też próbowali szukać Boga, choć jak mówił św. Paweł robili to po omacku. A więc te wcześniejsze wysiłki i doświadczenia wynikające z obserwacji świata z tego, co człowiek próbował samodzielnie odnaleźć, nie były czymś, co należy całkowicie odrzucić, ale raczej dopełnić, odkryć prawdziwy sens dawnych intuicji człowieka. Przecież Bóg objawia się również w dziele stworzenia. Uważam, że czymś pięknym było to, że chrześcijaństwo włączyło się w już funkcjonujące doświadczenia, adaptując ze starych kultur to, co w nich było wartościowe, a odrzucając to, co odwodziło od prawdy. Ważne jednak, aby było to spójne z wyznawaną przez nas wiarą. Dlatego tak istotnym zadaniem jest troska o przywracanie prawdziwego sensu zwyczajów religijnych, a więc o ich istotę i sposoby kulturowego wyrazu. Z pokusą „bezistocia”, wyprania z treści pewnych zwyczajów bożonarodzeniowych zapewne nieraz spotykamy się w czasie świątecznym.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto