Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Toruń. Pół roku wojny w Ukrainie i sztabów dobra, które stworzyły kobiety: Anna, Tatiana, Alla

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Anna Lamers, organizatorka Centrum Integracji "Łącznik" w Toruniu.
Anna Lamers, organizatorka Centrum Integracji "Łącznik" w Toruniu. Tomasz Czachorowski
Pół roku wojny w Ukrainie to także pół roku pomagania u nas. Anna Lamers, Tatiana Dembska i Alla Stolińska stworzyły w Toruniu trzy miejsca, w których nieustannie uchodźcy mogą liczyć na pomoc. Inspirują innych, potrafią załatwiać rzeczy niemożliwe i nie poddają się zniechęceniu.

- Ludzie krytykujący, że "za dużo już tej pomocy Ukraińcom"? Nie, takie słowa nie podcinają mi skrzydeł absolutnie, bo wokół mam tych, którym wciąż się chce. Kryzysy to ja mam regularnie finansowe - śmieje się Anna Lamers, która stworzyła Centrum Integracji "Łącznik" w Toruniu.

"Łącznik" i Anna Lamers. Adaptacja, integracja i serce

Skąd te kryzysy finansowe? Anna nie kryje, że większość czasu i energii życiowej od pół roku poświęca pomaganiu uchodźcom. Kto w Toruniu Annę zna, ten wie, że to nie nowość - społecznikostwo ma we krwi. Stworzenie i prowadzenie na starówce Centrum Integracji "Łącznik" wymaga od niej pełnego zaangażowania.

- Moje życie prywatne i zawodowe leży. Osobiście jestem na granicy ubóstwa - mówi Anna Lamers, ale bez żadnego dramatyzmu w głosie. Bo takie sytuacje w życiu już miewała i jakoś przeżyła. -Bardziej przez ostatnie miesiące martwiłam się finansowaniem "Łącznika", ale teraz to w końcu wychodzi na prostą.

Działanie centrum wspomagają: wojewoda, samorząd miejski, niezliczeni darczyńcy. Do tego są pieniądze np. na pomoc psychologiczną dla uchodźców z projektów pozarządowych ("Nie byłoby ich, gdyby nie pewna specjalistka, która wolonatriacko nam te miękkie projekty przygotowała") oraz osoby takie jak Aleksander Żmuda-Trzebiatowski. - To człowiek, który dla takich sztabów jak my jest łącznikiem z wojewodą i nie tylko. Jak się coś nagle wali, zawsze pomoże - tłumaczy Anna.

Co się dzieje w "Łączniku"? Celem, jak sama nazwa głosi, jest integracja. Ukraińskie matki i ich dzieci (mężczyzn jest niewielu) od wielu miesięcy mogą tu liczyć na: pomoc psychologiczną, prawną, miejsce w świetlicy i zajęcia w niej, rozmaite warsztaty, naukę języka polskiego. Do tego - po prostu serdeczne rozmowy, porady, pomoc rzeczową.

- Kończą się wakacje, które u nas oznaczały naprawdę przebogatą ofertę dla dzieciaków. Półkolonie, warsztaty, wycieczki. Jesienią będziemy kontynuować lekcje języka polskiego dla dorosłych, ale też ruszymy z grupami dla dzieci. Jest wielkie zapotrzebowanie na taką naukę, bo w szkołach tego polskiego dla większości jest za mało. Poza tym kontynuować będziemy grupy psychoterapeutyczne dla nastolatków, konsultacje psychologiczne dla dorosłych, muzykoterapię, zajęcia plastyczne i, oczywiście, działalność świetlicy, która jest sercem "Łącznika" - wylicza Anna.

Dodajmy, że Centrum działa w kamienicy przy ul. Podmurnej 101. Każdy nadal może je wesprzeć - materialnie czy wolontariacko. Wystarczy przyjść, zadzwonić, skontaktować się przez fb.

Sztab na lewobrzeżu i Tatiana Dembska. Pomoc na miejscu i dla walczącej Ukrainy

Kobieta petarda - tak już kolejny miesiąc mówi się o Tatianie Dembskiej. To toruńska przedsiębiorczyni, pochodząca z ukraińskiej Winnicy. Przed 24 lutego 2022 roku również była tak zwaną osobą zaangażowaną. Nie tylko prowadziła własne biznesy, ale i udzielała się na niwie społecznej, kobiecej. Atak Rosji na Ukrainę odmienił jednak i jej życie o 180 stopni. Błyskawicznie zaczęła organizować pomoc dla uchodźców: lokale, jedzenie, ubranie itd.

Z każdym kolejnym tygodniem i miesiącem Tatiana działała szerzej. Potrafi zachęcić do pomocy ludzi niezależnie od poglądów politycznych (wspierają ją ci i z prawa, i z lewa), pozyskiwać materialne wsparcie od dużych firm, organizacji, ale i dziesiątek prywatnych osób. Przez stworzony przez nią punkt zbiórki i wydawania darów dla uchodźców na lewobrzeżu przewinęły się już setki ludzi: uchodźców i darczyńców. Z takim samym szacunkiem mówi o wielkich przedsiębiorcach, jak i skromnych osobach.

- Bo naprawdę bardzo porusza mnie pani emerytka, regularnie przyjeżdżająca rowerem do sztabu z darami czy starszy pan, który przynosi tutaj dla dzieci tyle, ile może, np. słodycze - podkreśla.

Od kilku miesięcy działalność Tatiany Dembskiej jest zinstytucjonalizowana. Założyła stowarzyszenie "Dobra dla dobra". To pomaga też w pozyskiwaniu funduszy i podnosi wiarygodność. Systematycznie i przejrzyście informuje w mediach społecznościowych o tym, co robi. A to już nie tylko zbieranie i wydawanie darów w magazynie przy ul. 63 Pułki Piechoty, ale i wysyłanie pomocy do Ukrainy. Ostatni raz z darami od torunian pojechała tam zresztą samodzielnie.

Nowość z ostatnich dni? Uruchomione licytacje ciekawych przedmiotów. Dochód ze sprzedaży pójdzie na zakup busa dla medyków wojskowych z Kijowa, którzy dogorywającym rzęchem jeżdżą teraz w okolice frontu, m.in. odbierać rannych. Na tych licytacjach furorę właśnie zrobiły ukraińskie znaczki pocztowe ze słynnym tekstem "Rosyjski okręcie wojenny...". Kolekcjonerskich rarytasów podarowano jednak na internetowe aukcje więcej. Tak działa siła przyciągania Tatiany Dembskiej i zaufania, jakie darczyńcy mają dla jej dobrej roboty.

Jeśli ktoś chce dołączyć do rzeszy osób wspierających sztab Tatiany, znajdzie ją na facebooku: imiennie, pod nazwą stowarzyszenia lub w grupie o nazwie "Pomagam Ukraińcom w Toruniu i nie tylko". Oczywiście, można też po prostu przyjechać na ulicę 63 Pułku Piechoty 60 w Toruniu.

Hostel i Alla Stolińska. Dach nad głową, szukanie pracy i bycie razem

-Przez te pół roku miałam miesiąc przerwy w pomaganiu. Musiałam się wyłączyć, przemyśleć wszystko i zdecydować, jak to ma dalej wyglądać. Ale już wiem, jestem i działam. Wciąż przybywają do nas matki z dziećmi ze wschodniej Ukrainy, z jedną walizką w ręku. Naprawdę z jedną - podkreśla Alla Stolińska.

Alla również z pochodzenia jest Ukrainką. I ona jednak wrosła w polski i toruński świat już dawno. Przed wybuchem wojny spokojnie prowadziła z mężem Sławomirem hostel "Przy szpitalu" przy ul. Borowiackiej. -24 lutego wiedzieliśmy, co robić. I była to nasza wspólna decyzja - podkreśla Alla.

Od tego czasu przez hostelowe pokoje przewinęły się dziesiątki matek z dziećmi, które z Ukrainy przybywały w różny sposób. Potrzebowały dachu nad głową, spokoju, wyżywienia, podstawowych rzeczy do życia. Potem - pomocy w znalezieniu pracy, mieszkania. Cały czas natomiast: zrozumienia, wsparcia w oswojeniu wojennej traumy i podniesienia na duchu. W okresie świąt - bycia razem. To wszystko za sprawą państwa Stolińskich i darczyńców się udawało i udaje.

- Teraz przyjechały do nas nowe rodziny. W hostelu mamy i matki z nastoletnimi dziećmi, i młode kobiety, i kobietę w ciąży. Różne są sytuacje. Nadal jest tak, że ze wschodniej Ukrainy przybywają ludzie tylko z podręcznym bagażem. Dlatego znów w mediach społecznościowych proszę o pomoc materialną - nie kryje Alla.

Satysfakcję dają historie rodzin, które znalazły pracę i mieszkanie. Niektórym nadal trzeba pomagać, inni wychodzą na prostą. -Ostatnio udało mi się pomóc znaleźć pracę Ukrainkom przy produkcji pierników i gastronomii. To nie są lekkie zajęcia, ale panie dają radę. Większość z nich chce pracować, być samodzielnymi także finansowo, tylko potrzebuje przy tym wsparcia - mówi Alla.

A ona sama i jej hostel? Turystów także gości i zarabia, ale lekko nie jest. Podkreśla wagę rządowego wsparcia (pieniędzy dla udzielających schronienia uchodźcom) i szanse, jakie dają organizacje pozarządowe. Już wie, że we wrześniu podpisywać będzie umowę z Polską Akcją Humanitarną. Będzie uczestniczyć w projekcie, dzięki któremu rozszerzy pomoc o integrację: ukraińskiej młodzieży i dzieci z domu dziecka. Więcej nie zdradzi, bo twardo stąpa po ziemi. -Jak umowa będzie podpisana i dotacja przyznana, wtedy będę mogła mówić o konkretach - kończy z uśmiechem.

Chętni do pomocy mogą kontaktować się z Allą telefonicznie: kom. 888 739 935.

Czeka nas długi marsz. Koniec wojny nie będzie oznaczał końca pomocy

"Czeka nas długi marsz" - mówiła już wczesną wiosną Tatiana Dembska, gdy pomoc uchodźcom była niezwykle spontaniczna, serdeczna, lawinowa. Słusznie przewidywała, że pierwszy zapał naturalnie opadnie, a potrzebne będzie konsekwentne działanie i współpraca. Wszystkim naszym bohaterkom to się udaje. I każda jest gotowa maszerować dalej.

-Trudno prognozować, jak długo jeszcze konkretnie i w jakiej formie pomoc będzie potrzebna. Jeśli chodzi o działalność naszego "Łącznika", którego głównym celem jest integracja, to jest to zadanie na długi czas. Nawet po zakończeniu wojny część przybyłych z Ukrainy osób przecież z nami zostanie - zauważa Anna Lamers.

Alla Stolińska przewiduje, że coraz więcej wsparcia potrzebnego będzie przy usamodzielnianiu się Ukraińców. Praca, mieszkanie, stabilność ekonomiczna - to cele, które uchodźcy będą chcieli osiągać. Przynajmniej ta ich część, która zdecyduje się zostać w Polsce na dłużej. A to oznacza jednocześnie, że wsparcia wymagać będą też dzieci i młodzież. Przydatne będą zatem kolejne akcje i projekty integracyjne, adaptacyjne, edukacyjne.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto