Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sztuka introligatorska jeszcze istnieje! "Młodzież zaczyna szanować książkę" - Barbara Czyż, introligator z Torunia

Sara Watrak
Sara Watrak
- Gdy uprzedzałam klientów, że zbliżam się do emerytury i nie wiem, jak długo tu będę, usłyszałam: „Niech pani nie odchodzi, bo gdzie ja pójdę?” - mówi nam Barbara Czyż, introligator z ponad trzydziestoletnim doświadczeniem, która prowadzi zakład przy Małych Garbarach.
- Gdy uprzedzałam klientów, że zbliżam się do emerytury i nie wiem, jak długo tu będę, usłyszałam: „Niech pani nie odchodzi, bo gdzie ja pójdę?” - mówi nam Barbara Czyż, introligator z ponad trzydziestoletnim doświadczeniem, która prowadzi zakład przy Małych Garbarach. Grzegorz Olkowski
- Gdy uprzedzałam klientów, że zbliżam się do emerytury i nie wiem, jak długo tu będę, usłyszałam: „Niech pani nie odchodzi, bo gdzie ja pójdę?” - mówi nam Barbara Czyż, introligator z ponad trzydziestoletnim doświadczeniem, która prowadzi zakład przy Małych Garbarach.

Obejrzyj: Tajemnice Twierdzy Toruń i innych miejsc w mieście

od 16 lat

Zakład czynny jest od ósmej, ale, jak przyznaje pani Barbara, klienci wtedy rzadko zaglądają. - Ale ja przychodzę o ósmej, na spokojnie coś przygotuję, przejrzę gazetę – mówi nam rzemieślniczka. Wcześniej zakład prowadziła z mężem, Jerzym. - Gdy mąż dwa lata temu zmarł, moje chłopaki mnie namówiły, bym nie rezygnowała z pracy. Pytali: „Co będziesz w domu robić?” - wspomina pani Barbara. I choć ma kłopoty z kręgosłupem, zakład introligatorski prowadzi nadal. Na brak pracy nie narzeka.

Z pracą magisterską, wiekową książką albo czasopismami, czyli kto odwiedza introligatora w Toruniu?

- Są tacy klienci, przede wszystkim ci stali, którzy mówią, że nigdzie indziej nie pójdą. Ale jest też sporo młodych, aż sama się dziwię, że młodzież teraz zaczyna inaczej podchodzić do książek, nie siedzi całymi dniami przed komputerem. Widzę, że młodzież zaczyna szanować książkę – twierdzi nasza rozmówczyni.

Bo młodzi przychodzą nie tylko z pracami magisterskimi, choć i te się zdarzają, ale już nieco rzadziej. Studenci wolą podejść do ksero, gdzie pracownik wkłada pracę do maszyny, ściska i… gotowe. - Ale były już takie numery, że przychodzili do mnie i mówili: „Pani, ratuj, kartki wylatują”, bo w ksero za słabo ścisnęli. A ja taką pracę zszyję, więc kartka nie ma prawa wylecieć, i przygotuję odpowiednią okładkę – mówi pani Barbara.

Polecamy

Klienci introligatora

Do introligatora zaglądają głównie klienci z książkami, ale bywa, że przynoszą też dokumenty czy czasopisma. Podczas naszej wizyty w zakładzie na biurku leżał stosik magazynu „Teraz Rock”. - Jak ktoś jest kolekcjonerem, to zbiera czasopisma przez cały rok i potem prosi, by oprawić je w jedną całość – tłumaczy pani Barbara.

Wróćmy jednak do książek, bo u introligatora przy Małych Garbarach powstała już niezła biblioteka!

- Są tacy klienci, którzy gdy coś mi przyniosą, przy okazji patrzą, co mam tutaj ciekawego - relacjonuje pani Barbara. - A ja nawet nie mam czasu, by coś sobie przejrzeć!

Klienci przychodzą z książkami starymi, z antykwariatów, z pamiątkami. Gdy odwiedziliśmy panią Barbarę w jej zakładzie, natknęliśmy się m.in. na Pismo Święte z ilustracjami Gustawa Dore z drugiej połowy XIX wieku. Była też „Kuchnia Polska” Kuronia z naderwaną okładką. - Klienci nieraz kupują nową książkę w Empiku i przychodzą do mnie. Teraz te książki są klejone i czytelnicy boją się je otworzyć, bo jest ryzyko, że kartki wylecą – mówi torunianka.

Polecamy

Zapytana, czy lubi swoją pracę, odpowiada bez wahania:

- Nie wyobrażam sobie robić nic innego.

Podkreśla jednak, że introligatorstwo to zajęcie czasochłonne i wymagające ogromnej precyzji. - Często muszę książkę rozebrać, oczyścić z kleju, z nici, wyreperować, zszyć ją i dopiero zrobić oprawę – mówi pani Barbara.

Introligator: ginący zawód?

W Toruniu pozostało jeszcze kilku introligatorów. Nasza rozmówczyni wymienia, chociażby rzemieślnika z Wrzosów. - To bardzo dobry fachowiec. Jak on pięknie potrafi oprawiać stare książki, także w skórę! - zachwyca się pani Barbara i wspomina, że kiedyś jej mąż kupował skórę, ale klienci mieli spore wymagania. - Kolor im nie pasował albo odcień… A to musi być skóra odpowiednia, nie świńska, tylko cielęca – wyjaśnia pani Barbara.

- Mąż w końcu stwierdził, że koniec ze skórami, że nie będzie ich kupował, bo później leżą niewykorzystane. Gdy ktoś chciał skórę, to mówił klientom, by kupili w lumpeksie jakąś kurtkę lub spódniczkę. Tak też robili. Szli do lumpeksu, kupili, przynieśli i wtedy mąż robił – wspomina pani Barbara.

Ona sama już ze skóry opraw nie przygotowuje. Odsyła do konkurencji. A z innymi introligatorami ma dobre stosunki. - Czasami jeden z nich przychodzi i mówi: „Basia, weź mi zszyj parę książek, bo ja nie mam cierpliwości do życia” – zdradza pani Barbara. Jej z kolei zdarza się prosić o pomoc w przypadku starszych książek.

Polecamy

Barbara Czyż na razie na emeryturę się nie wybiera

Przy Małych Garbarach zakład mieści się od ośmiu lat. Wcześniej państwo Czyżowie pracowali przy Kilińskiego, Łaziennej, Mostowej… Pan Jerzy oprawiał gazety nawet dla „Nowości” – w ten sposób powstawały roczniki. Maszyny, które obecnie zobaczymy przy Małych Garbarach, wędrowały razem z introligatorami. Gilotyna, nożyce do papieru, prasa - jeszcze z ubiegłego wieku.

- Mój kolega ma elektryczną gilotynę, nowoczesną i bywa, że przychodzi do mnie i mówi: „Basia, mogę u ciebie obciąć książkę, bo gilotyna mi się popsuła”. A te moje się nie psują, ponieważ nie mają silników. Są niezbędne i niezawodne – ocenia pani Barbara.

Choć, trzeba przyznać, że cięcie gilotyną wymaga krzepy. - Kiedyś jeden pan z muzeum powiedział, że jak będę chciała sprzedawać te maszyny, to mam się do niego zgłosić. A ja na to: "Na razie nigdzie się nie wybieram".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto