Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rok z koronawirusem w Toruniu i okolicach. "Przychodzę rano do pracy i pytam się, czy wszyscy żyją" - opowiada dyrektorka DPS-u

Sara Watrak
Sara Watrak
W czasie pandemii koronawirusa żołnierze WOT odwiedzali seniorów
W czasie pandemii koronawirusa żołnierze WOT odwiedzali seniorów Grzegorz Olkowski
Powiedzieć, że rok z koronawirusem był rokiem trudnym, to jak nic nie powiedzieć. To był rok, którego nie da się do niczego porównać. Każdego dnia, również w Toruniu, śledziliśmy liczby: zakażeń, zgonów, zajętych respiratorów, ozdrowieńców... Nie wolno jednak zapomnieć, że za tymi liczbami kryją się ludzkie historie. Często trudne, często tragiczne. To momenty, do których wraca się ze łzami w oczach. Ale na szczęście wśród nich nie brakuje też tego, na co wszyscy z utęsknieniem czekamy - szczęśliwych zakończeń. I choć koronawirus nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, szczepionki dają nadzieję na powrót do normalności.

Zobacz wideo: Trzecia fala koronawirusa w Polsce. Oto ważne zmiany w obostrzeniach.

17 zgonów w 3 tygodnie. Koronawirus w DPS-ie pod Toruniem

- Przychodzę rano do pracy i pytam się, czy wszyscy żyją - mówi dyrektorka Domu Pomocy Społecznej w Wielkiej Nieszawce, Aneta Rybacka-Skorulska. O ile pierwsza fala koronawirusa była dla placówki dość łaskawa, o tyle jesienny wzrost zakażeń przyniósł dramatyczne chwile.

Warto przeczytać

Wróćmy jednak do początku. W kwietniu, gdy koronawirus szalał już w całej Polsce, dyrektorka DPS-u w Wielkiej Nieszawce podjęła decyzję o rotacyjnych dyżurach. - Pracownicy na 14 dni zamieszkiwali w DPS-ie. Grupa, która wchodziła, była badana. Jeśli wszyscy mieli ujemne wyniki, to wchodzili, a poprzednia grupa wychodziła. Po dwóch tygodniach zamieniali się. To trwało do lipca - mówi Aneta Rybacka-Skorulska.

Latem wydawać by się mogło, że świat wrócił na chwilę do normalności. Koronawirus nie dał jednak o sobie zapomnieć.

- W październiku zanotowaliśmy pierwszy przypadek u pracownika. W listopadzie i grudniu mieliśmy apogeum zachorowań. Jednorazowo zakażonych było kilkadziesiąt osób: i mieszkańcy, i pracownicy. Było bardzo ciężko, brakowało rąk do pracy - wspomina Aneta Rybacka-Skorulska. Na szczęście większość mieszkańców przechodziła zakażenie bezobjawowo. - Nie mieliśmy nikogo w szpitalu, nie było gorączek, raczej lekki stany. Pracownicy przechodzili infekcję gorzej - mówi dyrektorka DPS-u. Niestety, mimo braku objawów, po dwóch tygodniach od największej fali, mieszkańcy zaczęli umierać.

- Przez trzy tygodnie mieliśmy 17 zgonów. Nawet po 3 dziennie. Przez 20 lat istnienia DPS-u nie było takiej sytuacji - mówi Aneta Rybacka-Skorulska.

Sytuacja była dramatyczna, a mieszkańcy odchodzili niespodziewanie.

Na szczęście w styczniu w DPS-ie rozpoczęły się szczepienia, które dają nadzieję na powrót do normalności. Większość personelu oraz mieszkańców przyjęła szczepionkę. - Radzę wszystkim, by się zaszczepili. Trzeba być odpowiedzialnym - mówi dyrektorka placówki. Dodaje jednak, że nadal boi się o mieszkańców i nie wie, jak będzie wyglądać przyszłość. - Osoby z innych środowisk nie są zaszczepione, więc cały czas jest doza niepewności.

Aneta Rybacka-Skorulska skomentowała także zachowanie tych, którzy twierdzą, że wirus nie istnieje. - Gdy słyszę od kogoś, że koronawirusa nie ma, to nie wierzę w to, co słyszę - podkreśla dyrektorka, która to, jak wielkie żniwo zbiera epidemia, obserwowała z bliska.

Polecamy także

Chirurg w walce z koronawirusem

Blisko koronawirusa był także dr nauk medycznych Przemysław Janik, koordynator Oddziału Urologii i Chirurgii Dziecięcej w Szpitalu Dziecięcym w Toruniu, który w czasie drugiej fali pandemii przekształcono w oddział covidowy. Chirurg zamienił skalpel na kombinezon ochronny. W tym trudnym czasie nie odmówił pracy z zakażonymi pacjentami.

- Jestem lekarzem, a sytuacja podczas drugiej fali pandemii była bardzo trudna, brakowało miejsc w szpitalach. To nie był czas na zastanawianie się. Mam dyplom lekarski, a moim zadaniem jest leczyć ludzi - mówił "Nowościom". Przyznaje jednak, że trudnych sytuacji nie brakowało. - Trafiali do nas ludzie w ciężkim stanie, z dusznością. Większość z nich była po siedemdziesiątym roku życia. Były zgony. Musieliśmy się z tym wszystkim zmierzyć - wspomina dr Przemysław Janik. Nagle zamiast pracować z maluchami musiał zająć się seniorami w ciężkim stanie, często z wieloma innymi schorzeniami. - Chyba nikt z nas nie chciałby już wrócić do takiej pracy - mówi chirurg i dodaje, że za kombinezonem ochronnym tęsknić nie będzie. - Najwyższy czas wrócić do tego, w czym się specjalizuję.

98-latek z Torunia pokonał koronawirusa

Warto jednak przypomnieć również o pozytywnych momentach. Jednym z nich było wyzdrowienie Józefa Jakubaszka z Torunia. 98-latek pokonał koronawirusa, co dało wielu innym seniorom nadzieję na wyjście z choroby. - To dziadek z żelaza. Przeżył II wojnę światową, komunizm, a teraz koronawirusa - mówił wówczas Michał Jakubaszek, adwokat i radny miasta Torunia. Obecnie senior przebywa w Ośrodku "Samarytanin". Choć koronawirusa pokonał, osłabił on jego organizm. Panu Józefowi życzymy więc dużo zdrowia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto