Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Porażony i pomówiony przed sądem

(mo), red
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne
Jeśli komuś się wydaje, że praca w Straży Miejskiej to bajka, jest w błędzie. W Toruniu najpierw strażnika T. kopnął prąd z szopki bożonarodzeniowej. Mężczyzna po zadośćuczynienie od pracodawcy poszedł do sądu. Potem jego znajomy obsmarowował go u komendanta. I znów sprawiedliwości szukał u Temidy...

Winny - orzekł Sąd Rejonowy w Toruniu wobec pana J.S., który pomówił strażnika miejskiego o wyłudzenie odszkodowania.

Dokładnie 18 sierpnia 2015 r. pan J.S. pojawił się w gabinecie Mirosława Bartulewicza, komendanta Straży Miejskiej w Toruniu. - I oznajmił, iż przyszedł zadenuncjować strażnika T. w związku z tym, iż ten „zalazł mu za skórę” i „wywinął się” - ustalił sąd.

Kopnięty przy Jezusku

Po tym wstępie pan J.S. doniósł, że strażnik chciał wyłudzić od Straży Miejskiej odszkodowanie za to, że został porażony prądem. I zapewnił, że w razie czego może poświadczyć to w sądzie. Świadkiem byłby dobrym, bo strażnik T. gościł u niego w domu i radził się jego syna, też zresztą strażnika miejskiego, a z zawodu elektryka, „jak to jest, gdy człowieka prąd kopnie”.

Cała ta tragikomiczna historia początek swój miała 30 stycznia 2013 roku. Wówczas to strażnik T. podczas służby patrolowej został kontuzjowany na Rynku Nowomiejskim. Dokładniej rzecz ujmując, poraził go prąd zasilający szopkę bożonarodzeniową. Co tam robił? „Zabezpieczał i wykonywał na jej potrzeby instalacje” - ustalił Sąd Rejonowy.

Ile za porażenie?

Strażnik T. za wypadek otrzymał 2112 zł z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i dodatkowe pieniądze od prywatnych ubezpieczycieli. Kwoty go nie satysfakcjonowały i od swojego pracodawcy domagał się wyższej rekompensaty. Straż Miejska jednak jego roszczenia oddalała.

- Przełożeni kwestionowali bowiem związek podnoszonych przezeń dolegliwości z porażeniem prądem - czytamy w aktach sprawy.

Wtedy to właśnie strażnik T. podjął rozmowy o konsekwencjach porażenia z synem pana J.S. Raz dlatego, że syn ów był jego przyjacielem z pracy. Dwa - bo z zawodu był elektrykiem. Trzy - bo sam „kopnięty” został już kilkakrotnie.

Tego to fachowca strażnik T. wypytywał, jak to jest po porażeniu. Czy człowiek tylko drętwieje, czy może dzieje się z nim może coś więcej?

Będąc przekonanym, że wciąż cierpi na skutek wypadku, pozwał Straż Miejską do sądu. Domagał się dokładnie 29 660 zł zadośćuczynienia i 340 zł odszkodowania. Sprawą zajął się Sąd Rejonowy w Toruniu. W kwietniu 2015 roku zasądził na rzecz strażnika 6 000 zł zadośćuczynienia. Co zrozumiałe, nie był to wyrok satysfakcjonujący pozywającego...

Jak się znajomi pokłócili

Strażnik potrzebował pieniędzy m.in. dlatego, że kwotę 1500 zł obiecał panu J.S. Miał mu ją wpłacić zaraz po tym, jak tylko dostanie wyczekiwane odszkodowanie.

Za co te pieniądze? Otóż dobrzy (jeszcze wtedy) znajomi współpracowali na niwie budowlanej. W 2013 roku syn pana J.S. zaczął stawiać dom w Toruniu. Jego wznoszeniem zajął się przyjaciel - strażnik T.

Na budowie nieraz bywał pan J.S. Do robót udostępnił m.in. mieszarkę do zapraw murarskich, palnik gazowy i nóż do cięcia miedzi.

Pech chciał, że w nocy z 15 na 16 października 2013 roku na działce budowlanej miało miejsce włamanie. Łupem złodziei, do dziś nieustalonych, padły też narzędzia pana J.S.

Strażnik T. jako odpowiedzialny za budowę zobowiązał się, że odda J. S. równowartość skradzionych narzędzi. Kiedy okazało się, że ubezpieczenie nieruchomości nie obejmowało kradzieży, obiecał, iż zwróci pieniądze z odszkodowania właśnie.

Kłótnie zaczęły się już na etapie szacowania wartości utraconych narzędzi. Potem tylko narastały, bo właściciel narzędzi domagał się pieniędzy. A strażnik T. zwlekał...

Kolejnym punktem zapalnym okazała się sprawa pieca centralnego ogrzewania, montowanego w budowanym domu. Nie wchodząc już w szczegóły - z dobrych znajomych panowie stali się wrogami.

Motywacja? Zemsta

Z takiego to powodu pan J.S. zawędrował do gabinetu komendanta Straży Miejskiej Mirosława Bartulewicza. I postanowił strażnika zadenuncjować - jak określił sąd, do którego w końcu sprawę o pomówienie złożył przeciw J.S. strażnik T.

Jak podkreślił sędzia Jędrzej Czerwiński - J.S. działał nie w interesie publicznym, ale kierując się zemstą za sprawy finansowe.

- Wypowiedziane przez J.S. słowa miały charakter hańbiący, jak również narażały strażnika na utratę dobrego imienia. Wszak sprowadzały się do oskarżenia o popełnienie przestępstwa oszustwa - podkreślił sąd.

Pana J.S. uznano winnym pomówienia i ukarano grzywną. Wyrok jest nieprawomocny.

A strażnik T.?

- Nadal u nas pracuje - mówi kom. Bartulewicz. - Oddzielamy sprawy i konflikty prywatne od zawodowych. A wypadków przy pracy mamy coraz mniej.

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto