Molestowanie w Bibliotece UMK? Rusza proces przed toruńskim sądem pracy
Każda z trzech kobiet domaga się po 50 tys. złotych od pracodawcy, czyli UMK. Uniwersytet może więc sporo zapłacić za brak standardów postępowania i ochrony przed podobnymi przypadkami. Tym bardziej, że takich standardów uczelnia do tej pory nie ma. Choć od wybuchu afery minął grubo ponad rok, to nadal trwają prace. Dopiero w czerwcu tego roku UMK powołał dziewięcioosobową komisję fachowców, w tym prawników, badaczy kwestii równouprawnienia, studentów i doktorantów którzy wypracowali strategię postępowania w przypadkach molestowania seksualnego. Dokument nie przeszedł jeszcze fazy konsultacji, dopiero wtedy zatwierdzić może go rektor. Jak informuje biuro prasowe będzie opublikowany w formie zarządzenia UMK, w przyszłym roku. Władze uczelni, przez buro prasowe zapewniają, że zrobiły wszystko, żeby sprawę wyjaśnić, a kobietom pomóc. Jak wyglądało to praktyce? Dopiero po pięciu miesiącach od zgłoszenia zajęła się nią specjalna, rektorska komisja. Wcześniej sprawę próbowano rozwikłać na poziomie dyrekcji biblioteki i rzecznika akademickiego (!). Co więcej, przez wiele miesięcy kobiety były narażone na spotkania z mężczyzną, ponieważ pracowały z nim w jednym budynku. W pozwie przekonują, że pracowały w atmosferze wrogości poniżania i zastraszania, ponieważ zespół podzielił się i jego część stanęła po stronie mężczyzny, uznając, że panie wszystko sobie wymyśliły. Polecamy: Nowe miejsca pracy w Toruniu. Nawet dla 100 osób!Sylwester w Toruniu. Czy będą fajerwerki?Muzeum Twierdzy Toruń. Zobacz zdjęcia wnętrz i z lotu ptaka