Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Molestowanie na UMK. Co mówi Edward R.? "Nigdy ręki w stronę biustu czy pośladka..."

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Trzy pracownice biblioteki UMK walczą przed sądem o 150 tys. zł odszkodowania od uczelni za krzywdy, jakich doświadczyły będąc molestowanymi przez współpracownika. Dziś (10.06) Edward R. zeznawał przed sądem.

Dlaczego bibliotekarki pozwały do Sądu Pracy w Toruniu swojego pracodawcę? Najkrócej rzecz ujmując, zarzucają UMK niepodjęcie takich działań, które ochroniłyby je przed Edwardem R. Owszem, po tym, jak w grudniu 2018 roku kobiety zgłosiły sprawę pracodawcy (seksualne molestowanie przez dotyk, ale i słownie), uczelnia zajęła się sprawą. Tyle, że zdaniem pokrzywdzonych zbyt opieszale.

Molestowanie na UMK. Co zeznał Edward R.?

Powołana komisja badała temat i po miesiącu rekomendowała ówczesnemu rektorowi zwolnienie Edwarda R. z pracy. Ten wybrał inne rozwiązanie. Pracownika, który dotychczas zajmował się digitalizacją zbiorów UMK wysłał do pracy zdalnej - do domu. Tyle, że stało się to dopiero pod koniec kwietnia 2019 roku. Zatem od momentu skargi kobiet (grudzień 2018) do momentu fizycznego odejścia molestanta z pracy w bibliotece minęły cztery miesiące. Przez ten czas ofiary musiały widywać się z Edwardem R., bać się jego reakcji.

Warto przeczytać

W lutym 2019 roku jedna z pań została nawet słownie zaatakowana przez Edwarda R., który głośno i agresywnie zarzucał jej pomawianie. Atak zakończył się karą nagany dla mężczyzny, od której się zresztą nie odwołał. Dla pracownic biblioteki UMK natomiast koszmar się nie skończył. -Wszystkie przypłaciły to kłopotami ze zdrowiem. Jedna z pań jest na zasiłku rehabilitacyjnym, inna na zwolnieniu, kolejna musiała wyprowadzić się do Poznania, by móc jakoś funkcjonować. Konieczne okazało się dla pokrzywdzonych wsparcie psychologiczne i psychiatryczne - podkreśla adwokat Mariusz Lewandowski, reprezentujący pracownice przed Sądem Pracy w Toruniu.

Dziś (10.06) na kolejnej rozprawie "pracownice kontra UMK", zeznania złożyło trzech ważnych świadków. Pierwszym był rzecznik akademicki Bartłomiej Chludziński. Zrelacjonował, krok po kroku, co działo się od momentu ujawnienia sprawy przez pracownice aż po zwolnienie z pracy Edwarda R. (bo to w końcu nastąpiło). Rzecznik nie negował tego, że problem był większy: niepokojącego zgłoszenia w związku z zachowaniem Edwarda R. złożyło całe grono kobiet (nie tylko te trzy, które teraz występują przeciwko uczelni).

Polecamy

Swoją wersję wydarzeń przedstawił dziś w sądzie także sam Edward R. To niczym niewyróżniający się na pierwszy rzut oka mężczyzna po 50-tce, średniego wzrostu. Dar wymowy jednak posiada i starał się sąd przekonać do swych racji. Zaprzeczał wszelkim zarzutom o zachowania w typie molestowania. Twierdził, że jego ręka w kierunku biustu czy pośladka koleżanki/koleżanek z pracy nigdy nie zbłądziła. Wymuszane pocałunki? Ależ! Jeśli zdarzały się w bibliotece jakieś "cmoknięcia" to przy standardowych okazjach.

Zarówno Edward R. jak i jego żona, która również dziś składała zeznania, twierdzą, że cała sprawa to wynik zawiści współpracownic. Miałyby one zazdrościć małżonkom m.in. pozyskanego grantu.

Przypomnijmy, że regulaminy i antydyskryminacyjne standardy dla tego typu przypadków UMK dopiero niedawno stworzył. Prace rozpoczęto po wybuchu afery w bibliotece, co raczej nie stawia uczelni w dobrym świetle. Pozwu pracownic i żądania przez nie 150 tys. zł odszkodowania władze uniwersytetu na tym etapie sprawy nie komentują.

A pokrzywdzone kobiety? Leczą rany, starają się wrócić do normalnego życia lecz jest to trudne. Zawiodły się nie tylko na pracodawcy, ale - częściowo - także na współpracownikach. „Po tym, co mnie spotkało, słyszałam od koleżanek i kolegów w pracy: pomacał cię i co ci ubyło? Albo: przecież cię nie zgwałcił, po co robisz aferę?” – mówiła reporterom Newsweeka 42-letnia Beata, bibliotekarka.

Zaznaczmy, że formalnie bibliotekarki pozwały Uniwersytet z tytułu dyskryminacji w zatrudnieniu, z żądaniem odszkodowania. Wszystkie trzy panie otrzymały wsparcie od organizacji kobiecych i równościowych, m.in. od Centrum Praw Kobiet w Gdańsku oraz Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Badanie tej sprawy przez prokuraturę skończyło się odmową wszczęcia śledztwa, bo molestowania w sensie karnym tutaj się nie dopatrzono. Śledczy od razu jednak wskazali na możliwe naruszenie nietykalności cielesnej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Molestowanie na UMK. Co mówi Edward R.? "Nigdy ręki w stronę biustu czy pośladka..." - Nowości Dziennik Toruński

Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto