Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mama Mariki Dzioby o śmierci córki i życiu po tragedii. "Pojadę z wnukami także na grób ich ojca"

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Marzena Suska z córką Marika i wnukiem Mateuszkiem.
Marzena Suska z córką Marika i wnukiem Mateuszkiem. nadesłane
"Zajmij się moimi dziećmi. Ja umieram" - to ostatnie słowa, jakie bliscy usłyszeli od Mariki Dzioby, zanim ta straciła mowę. Po ataku męża przez ponad rok walczono o jej życie. Zmarła 21 września. Jak żyć po takiej tragedii? - Ciężko. Nigdy już nie będziemy tacy sami - mówi "Nowościom" Marzena Suska.

Zobacz wideo: Pensja minimalna w 2023. Będzie dwukrotna podwyżka

od 16 lat

W maju ubiegłego roku mąż usiłował nożem zabić Marikę Dziobę, matkę dwójki dzieci pochodzącą spod Aleksandrowa Kujawskiego. Potem popełnił samobójstwo. Młoda kobieta przeżyła, ale przez ponad rok była w stanie ciężkim: nie mówiła, nie chodziła, nie ruszała się. Zmarła 21 września br. w szpitalu na bielanach w Toruniu. Osierociła dwoje dzieci: 7-letniego Mateusza i 14-letnią Zuzię.

Dziećmi zajmuje się babcia Marzena Suska - mama Mariki. Wszyscy mieszkają w Służewie pod Aleksandrowem Kujawskim. W szczerej rozmowie z "Nowościami" opowiada o bólu, życiu po tragedii i nadchodzącym 1 listopada.

"Zajmij się moimi dziećmi. Ja umieram" - ostatnie słowa Mariki

Marika wyszła za mąż za Macieja młodo w wieku 19 lat. Była wtedy w ciąży i zapadła decyzja o ślubie, dyktowana głównie oczekiwaniami bardzo religijnych rodziców chłopaka. Parą byli wtedy od dwóch lat; byli bardzo zakochani. Zamieszkali w rodzinnych stronach męża, w Kościelcu koło Inowrocławia. Na świat przyszła córka.

W małżeństwie jednak się nie układało. Marika odkryła, że mąż ją zdradza. Mimo wszystko postanowiła ratować rodzinę. Urodził się synek, była nadzieja. Niestety, w pewnym momencie nie było już czego składać. Kobieta postanowiła rozwieść się - taką decyzję podjęła pół roku przed tragedią, do jakiej doszło 30 maja 2021. To wtedy Maciej rzucił się na nią z nożem, podciął gardło, a potem sam popełnił samobójstwo rzucając się pod pociąg. Leżąca w kałuży krwi mamę widział synek...

"Zajmij się moimi dziećmi. Ja umieram" - to ostatnie słowa córki znane Marzenie Suskiej. Marika wypowiedziała je po ataku, ledwo żywa, do przybiegłej jej na pomoc szwagierki. Po wybudzeniu ze śpiączki w szpitalu Marika już nie mówiła".

Polecamy

"Przed 1 listopada pojadę z wnukami na grób ojca. Tak radzi psycholog"

W poniedziałek, 31 października, Marzena Suska wybiera się z wnukami do Kościelca. Wie, że będzie to wielkie przeżycie dla dzieci Mariki. Dla niej jednak także...

-Pójdziemy na cmentarz, żeby zapalić znicz na grobie ich taty. Kochały go. Za nim też tęsknią. Powinny pamiętać o obojgu rodziców - mówi Marzena Suska. - Potem pojedziemy do ich domu rodzinnego. Nie były tam od czasu dramatu. Szkolna psycholog mówi, że tak trzeba zrobić.

Ona sama też boi się konfrontacji z tym miejscem, tak świeżymi jeszcze wspomnieniami. - Dawno tam nie byłam. Będzie to dla mnie ciężkie przeżycie. Tam została Marika, jej życie, je historia, jej rodzina, której już nie ma. I te słowa: "Zajmij się moimi dziećmi. Ja umieram" - mówi pani Marzena.

Życie po rodzinnej tragedii i odejściu córki jest trudne. - Staramy się żyć dalej, w miarę normalnie funkcjonować. Ale nic już nie będzie takie jak dawniej. My jesteśmy inni i tacy już pozostaniemy - nie ma złudzeń matka Mariki.

"Odprowadzam Mateuszka na autobus do szkoły i idę na grób córki. Tak co dnia"

14-letnia Zuzia jest już całkiem samodzielna. 7-letni Mateuszek wymaga jednak bardzo dużo uwagi i opieki. Codziennie rano babcia odprowadza go na przystanek, skąd autobus zabiera go do szkoły. Obok przystanku jest cmentarz.

- Gdy tylko odjedzie autobus, zaraz tam idę, na grób Mariki. Przywitać się z nią, pomodlić, porozmawiać - opowiada pani Marzena. - Patrzę, jak smutno spogląda ze mnie ze zdjęcia i serce mi pęka. Łzy lecą. Nadal nie potrafię zrozumieć: dlaczego?!

Matka Mariki mówi, że w sercu nosi "tonę bólu i rozpaczy". Tak to czuje. Na razie nie potrafi sobie wyobrazić, by czas miał choć trochę uleczyć te rany, złagodzić cierpienie. - Ten ból zostanie ze mną do końca moich dni. Z nim się budzę i z nim zasypiam - mówi.

Zobacz koniecznie

"Instytucje nie pomagają. Pomagają nam ludzie dobrej woli"

Codzienność jest trudna także ekonomicznie i organizacyjnie. Pani Marzena zajęła się dziećmi córki najlepiej jak, potrafi. Czy pomagają instytucje państwowe, samorządowe? - o to ją pytamy. W odpowiedzi może najwyżej machnąć ręką.

- No cóż... Niewiele takiej pomocy od instytucji było. Na przykład gminy nie pomogły nam finansowo wcale: ani moja, ani dzieci Mariki. Nie mają "na takie zdarzenia" pieniędzy - mówi Marzena Suska. - Gdyby nie ludzie dobrej woli, nie zdołałabym zrobić niczego (chodzi o zbiórki pieniędzy, licytacje, darowizny - przyp. red.). Nie miałabym pieniędzy na rehabilitacje Mariki. Nie dobudowałabym pokoi dla dzieci.

Pomoc psychologiczna? - pytamy, mając na myśli nie tylko dzieci, ale i ich babcię. - Jedynie w szkole i centrum pomocy rodzinie. Ale wiadomo, jakie tam są kolejki - wzdycha Marzena Suska.

"Mateuszek pytał, gdzie jest teraz mama. To są ciężkie rozmowy"

Jak wygląda codzienność tej rodziny? Pani Marzena skupia się na dzieciach. Mateuszek rozpoczął naukę w pierwszej klasie, więc wspólnie w domu uczą się czytać. Co mogą, robią razem.

- Często się przytulamy. I często Mateusz zaprasza mnie do swojego pokoiku na podwieczorek. Tam najwięcej rozmawiamy. Czasem to są ciężkie rozmowy. Gdy mama zmarła, pytał, co się z nią dalej dzieje, gdzie jest. Nawet dla mnie, dojrzałej osoby, są to trudne rozmowy... Przecież tak do końca nie wiemy, co jest po drugiej stronie.

Marzena Suska podkreśla, że chłopiec wymaga teraz częstych zapewnień o miłości i je słyszy. Mówi, że ona jest, kocha, że nigdy nie przestanie. Tak, by wnuk poczuł się bezpiecznie. Wystarcza tej miłości i poczucia bezpieczeństwa na troszkę, ale szybko trzeba znów ja wlewać ją w serce i głowę dziecka.

- A ja sama? Jestem teraz na zasiłku. Dzięki opiece nad dziećmi funkcjonuję. Psychicznie staram się podnieść, ale... jeszcze nie potrafię - kończy pani Marzena.

WAŻNE. Trwa zbiórka na pomoc dzieciom zmarłej Mariki Dzioby na Pomagam.pl

  • Po śmierci Mariki wolontariusze z Aleksandrowa Kujawskiego błyskawicznie podjęli decyzję: pomagać trzeba dalej. T Patrycja Latek założyła na portalu Pomagam.pl zbiórkę "Dzieci straciły rodziców - pomocy". Tylko przez pierwszych kilka dni wpłat dokonała tutaj ponad setka darczyńców. Dziś, po miesiącu, darczyńców jest ponad 260.
  • Celem jest uzbieranie 30 tysięcy złotych. Na razie udało zgromadzić ok. 12 tys. zł. Pieniądze te mają zapewnić bezpieczeństwo rodzinie. Link do zbiórki TUTAJ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto