Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kujawsko-Pomorskie. Socjolog z UMK: - Przez 30 lat nikt nie zwracał uwagi na obszary popegeerowskie

Grażyna Rakowicz
zdjęcie ilustracyjne/Piotr Krzyzanowski
- To jest wstyd, hańba ówczesnego państwa polskiego i całego społeczeństwa polskiego, że zepchnięto tych ludzi na margines, właściwie do takich gett pozbawionych pracy i nie zajmowano się nimi. Polska zapomniała o tej popegeerowskiej wsi - mówi w rozmowie z "Gazetą Pomorską" prof. Wojciech Knieć, socjolog wsi, UMK w Toruniu.

W miniony piątek z Programu Inwestycji Strategicznych dla terenów popegeerowskich ponad 16 mln zł otrzymał powiat tucholski m.in. na budowę dróg i rozwój infrastruktury. Łącznie z tego programu ponad 4 mld zł trafi na 1871 inwestycji do ponad 1300 popegeerowskich gmin. Według pana profesora, jak istotne jest to wsparcie?
Sam się wywodzę z takiego środowiska i dobrze wiem, jak ciężko było się z niego wyrwać. Jak ciężko było sobie wyrąbać tę drogę do tego lepszego życia. Więc życzę osobom z tych popegeerowskich terenów, aby państwo polskie systematycznie takie wsparcie im gwarantowało. Aby samorządy na tych obszarach mogły poprawiać jakość życia, tym samym mogły przyciągać inwestorów, nadrabiać braki i po prostu mogły lepiej się rozwijać. Aby było w miarę normalnie... Myślę, że to wsparcie to takie otwarcie drzwi do tego nowoczesnego świata, ale też szansa na większą integrację tych popegeerowskich obszarów ze społeczeństwem.

To jakie były w przeszłości te PGR-y?
Powstały na bazie majątków ziemskich i majątków odebranych właścicielom niemieckim i przez kolejnych 45 lat, aż do 1991 roku, w społecznościach tych cały system gospodarczy budowano w oparciu tylko o jedynego pracodawcę jakim były właśnie PGR-y. Przez lata ludzie ci byli przyzwyczajeni do tego, że mają pracodawcę, który pozwala im zarobić, ale też w jakiś sposób utrzymuje ich rodziny, daje im mieszkania, jakieś działki, umożliwia hodowlę zwierząt na własne potrzeby i nagle ten pracodawca, który ich utrzymywał przez pokolenia znika. Gdy w latach 90., w czasie transformacji ustrojowej zlikwidowano PGR-y, to niemal w ciągu jednego dnia pracę straciło blisko 450 tys. osób. W skali Polski była to niebywała sprawa. I potem, przez niemal 30 lat, nikt nie zwracał uwagi na te popegeerowskie obszary. To jest wstyd, hańba ówczesnego państwa polskiego i całego społeczeństwa polskiego, że zepchnięto tych ludzi na margines, właściwie do takich gett pozbawionych pracy i nie zajmowano się nimi. Wierzono, że sami sobie poradzą, natomiast – jak pokazało życie - stało się inaczej. Tylko w niewielkim stopniu mieszkańcom niektórych tych wsi udało się wykupić byłe PGR-y. Ale takich przypadków było zaledwie kilka w Polsce i były one ogromnym sukcesem, natomiast w większości - poprzez ich likwidację - upadły całe społeczności lokalne.

Z czego tak naprawdę musiał się także i pan wyrwać?
Z jednej strony na tych obszarach - zamieszkałych w kraju przez ponad milion ludzi - była bieda i bezrobocie. Na przykład w powiecie tucholskim, w latach 90. sięgało ono 60 proc., więc dwóch na trzech dorosłych mieszkańców tych wsi nie miało pracy. Z drugiej strony następowała też deprecjacja infrastruktury. W tej sytuacji, w szczególności kobiety zaczęły opuszczać te wsie, co z kolei zaczęło nakręcać kolejne problemy jak starokawalerstwo. Także alkoholizm. Jak nie było pracy, to nie było wpływów z podatków i samorządów nie było stać na wybudowanie w nich nowych dróg czy kanalizacji. Nie mówiąc o wyremontowaniu popegeerowskich mieszkań, które też się zużywały, niszczyły… Wsie traciły kontakt z większymi ośrodkami miejskimi, bo nie miały dobrej komunikacji publicznej, a że było w nich sporo biednych osób to nie było ich stać na samochód, i tak wszyscy starzeli się we własnym gronie. Gdy tracili zdrowie, często mieli problem z dojechaniem do lekarza nie mówiąc już o dzieciach, które nie mogły uczęszczać do lepszych szkół. Z tego wszystkiego rodziły się konflikty społeczne, następował rozpad więzi sąsiedzkich czy rodzinnych. Wszystko to powodowało, że na tych obszarach życie było wręcz nie do zniesienia. Wieś popegeerowska zaczęła podupadać. My w socjologii mówimy, że taka bieda to bieda kolektywna. W naszym regionie były obszary, gdzie było jej całkiem sporo na przykład w okolicy Chełmży, na styku powiatu toruńskiego i chełmińskiego, trochę w powiecie brodnickim i we wspomnianym już powiecie tucholskim. W kraju najgorzej pod tym względem było w Zachodniopomorskiem, gdzie te popegeerowskie grunty leżały bezużyteczne przez lata, a mienie rozkradziono.

Wojciech Knieć, socjolog wsi, UMK w Toruniu.
Wojciech Knieć, socjolog wsi, UMK w Toruniu. nadesłane

Dlaczego te wsie zostały zapomniane?
Polacy zapomnieli o mieszkańcach tych popegeerowskich wsi nie dlatego, że było to dziedzictwo komunistyczne, ale bardziej dlatego, że nikt o biedzie tych ludzi głośno nie mówił. Nie było siły politycznej, która byłaby zainteresowana ich losem, pokazaniem ich niedoli. Co prawda pod koniec lat 90. Samoobrona doszła do władzy na hasłach poprawy bytu ludności z popegeerowskich wsi, ale szybko o nich zapomniała. Później inni politycy też omijali ten temat, co było zdumiewające.

Czy, według pana widać już na ile te wsie się zmieniają?
Gdy dwadzieścia lat temu robiliśmy w kilku z nich badania naukowe, to okazało się, że niektóre z nich były jeszcze ciągle biedne, ale były już doskonale zorganizowane społecznie, bo przy ich parafiach działały stowarzyszenia, straże pożarne czy koła gospodyń wiejskich. Wszędzie tam, gdzie istniały takie organizacje, to te wsie – w sensie społecznym - szybciej się podnosiły. Natomiast to wsparcie, jakie teraz daje im państwo, to jest poprawa jakości życia na tych obszarach. Trzeba uczciwie powiedzieć, że i na terenie Kujawsko-Pomorskiego ten standard życia się już poprawia. Daj Boże, aby te miliardy trafiały dalej na tę popegeerowską wieś. Najbardziej liczę na te miejsca pracy. Gdy w mojej rodzinnej miejscowości pod Brodnicą pojawił się niemiecki inwestor, to natychmiast mieszkańcy okolicznych wsi zatrudnili się u niego. Ale ciągle takich możliwości jest na tych obszarach za mało… Ważne, że teraz to wsparcie jest zróżnicowane – są środki na drogi, kanalizacje, ale i na świetlice czy komputery. To świadczy i o tym, że potrzeby są olbrzymie. Istotne jest to, że samorządy otrzymując dotację, mogą sobie wybrać, na co mogą ją przeznaczyć, stąd takie odgórne dofinansowanie jest jak najbardziej potrzebne, bo niedostatki finansowe są gigantyczne. To jest kroplówka, dzięki której można wesprzeć te małe miejscowości. Te środki podnoszą po prostu tę biedę z kolan. To jest cywilizacyjna interwencja, która te zapomniane popegeerowskie wsie przybliża do współczesnego świata.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto