Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kujawsko-Pomorskie. Afera z bronią w firmie ochroniarskiej, która pracowała dla wojska! Wyrok dla kierowniczki

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Kierowniczka ochroniarzy w firmie, która strzegła 3. Batalionu Drogowo-Mostowego w Chełmnie, fałszowała podpisy pracowników pobierających broń i amunicję. Po co? Ona sama i jej zaufani ludzie wyrabiali płatne godziny ponad dozwolone limity. Z bronią palną pracowali nawet przez 72 godziny! Pani O. niedawno usłyszała wyrok. Jej potok łez sądu nie wzruszył...

Zobacz wideo: Policja i sanepid wzmagają kontrole maseczek!

Na trop afery z bronią wpadła Żandarmeria Wojskowa w Toruniu po anonimowym donosie. To od jej dochodzenia wszystko się zaczęło. W książce wydawania broni i amunicji opisywanej firmy ochroniarskiej (już upadłej) odkryto przynajmniej 20 sfałszowanych podpisów. Drążono dalej. Okazało się, że pani M.O. - kierowniczka ochroniarzy - podrobiła też dwa firmowe zlecenia. Zleceniobiorcą był między innymi... jej syn.

Fałszerstwa miały miejsce od grudnia 2017 do sierpnia 2018 roku. Potem było wnikliwe śledztwo prokuratorskie i proces. W październiku br. Sąd Rejonowy w Chełmnie ogłosił wyrok, jeszcze nieprawomocny. Uznał 45-letnią kobietę za winną fałszowania dokumentów, w tym 20-krotnego podrobienia podpisów pracowników pobierających broń. Skazał ją na 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata próby i wydał 2-letni zakaz pracy w ochronie.

Przed ogłoszeniem wyroku ta doświadczona ochroniarka, matka dorosłych już dwojga dzieci, rzewnie płakała i wyrażała skruchę. Sąd podkreślił jednak, że w szczerość tej skruchy nie uwierzył. - Bardziej płakała nad sobą i konsekwencjami, które przyjdzie jej ponieść - podkreśliła sędzia Agata Makowska-Boniecka.

Co się działo z bronią w tej firmie? Limit pracy z nią wynosił 12 godzin, a za przekroczenie wojsko karało finansowo

Opisywana firma strzegła 3.Batalionu Drogowo-Mostowego w Chełmnie. Pracowała na zlecenie wojska, od niego otrzymywała wynagrodzenie. Przez wojsko mogła też być karana finansowo za to, że np. ochroniarze pracowali z bronią dłużej niż 12 godzin. To limit nieprzekraczalny, mający gwarantować bezpieczeństwo - samemu pracownikowi i wszystkim wkoło. "Wojsko wyznaczyło go nie bez powodu" - zaznaczył Sąd Rejonowy w Chełmnie.

Pani M.O była koordynatorką pracowników ochrony: przyjmowała ich do pracy, rozdzielała służby, ale i nadgodziny. Sama też brała udział w służbach patrolowych. Jak odnotowano w aktach sprawy sądowej: rządziła ludźmi twardą ręką. Wielu z tych, którzy wiedzieli o przekrętach z bronią i fałszowaniu podpisów, milczało. Bali się przełożonej. Nie tylko jej krzyków, ale i po prostu ucięcia nadgodzin czy wręcz zwolnienia z pracy.

Kierowniczka sama sobie przydzielała nadgodziny i dawała je innym zaufanym ochroniarzom. Niektórzy pracowali z bronią nawet 72 godziny! W książce wydawania broni i amunicji uprawiała fikcję. "Na papierze" broń odbierali ochroniarze, którzy mogli to uczynić (bez przekroczonych limitów) i to ich podpisy kobieta podrabiała. Jedni o tym wiedzieli, inni nie byli świadomi wykorzystywania ich danych.

- Nietrudno zrozumieć, że mogło dojść do wypadku - podkreślił Sąd Rejonowy w Chełmnie.

Oskarżona winę zrzucała na przełożonych. "Brakowało wykwalifikowanych ochroniarzy"

W śledztwie i na początku procesu oskarżona O. nie przyznawała się do winy. Potem, gdy opinie biegłych i zeznania świadków ewidentnie ją już pogrążyły, wnioskowała o warunkowe umorzenie i dobrowolne poddanie się karze. Odpowiedzialnością za całą patologiczną sytuację zaczęła zrzucać na szefów firmy ochroniarskiej. Ci mieli zdawać sobie sprawę z braków kadrowych, ale jednocześnie wymagać od niej, by uniknęła płacenia kar wojsku za przekroczenie 12-godzinnych limitów pracy z bronią.

Sądu pani O. swoją linia obrony nie przekonała.
- Nawet jeśli firma wywoływała patologiczną sytuację, to oskarżona sama dokonała wyboru i poszła po linii najmniejszego oporu. To nie była jej firma; to nie ona płaciła kary finansowe na rzecz wojska. Po prostu fałszowanie podpisów było dla niej najwygodniejszym rozwiązaniem. Ponadto miała z tego wymierne korzyści, bo zostając w pracy w godzinach nadliczbowych nie robiła tego przecież społecznie; to ona zarabiała na tym pieniądze - podkreśliła sędzia Makowska-Boniecka uzasadniając wyrok.

Zrzucanie winy na szefów, a potem potok łez na sali rozpraw Temidy nie wzruszyły.
"Oskarżona nie była w tej sprawie żadną „ofiarą systemu”, biedną, bezradną wykonawczynią woli przełożonych, jak chciała się w swoich wyjaśnieniach kreować. W rzeczywistości była bezwzględną egzekutorką posłuszeństwa pracowników, u których skutecznie wykształciła przekonanie, że jak nie będą siedzieć cicho, to poniosą tego konsekwencje, od zmniejszenia ilości służb, po zwolnienie z pracy, a że było to w jej gestii nikt nie miał najmniejszych wątpliwości. Była w swym postępowaniu konsekwentna i wytrwała. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co robi i że inni oni o tym wiedzą, dalej jednak podrabiała podpisy pracowników w poczuciu całkowitej bezkarności. Dlatego trudno uwierzyć, że łzy oskarżonej na sali rozpraw były objawem jej szczerej skruchy" - odnotowano w aktach sądowych.

Firma upadła, a pani O. usłyszała wyrok. Utrzyma się w apelacji?

Oskarżona kobieta nie wyjawiła przed sądem, w jakim celu sfałszowała firmowe umowy zlecenia, w których zleceniobiorcą był m.in. jej syn. Sąd podejrzewał, że prawdopodobnie "potrzebowała więcej nazwisk", które mogłaby wpisywać w grafik dyżurów i patroli.

Opisywana firma upadła. Pani O. usłyszała wyrok w Chełmnie 15 października 2021 roku. Jest on nieprawomocny. Niedawno opublikowano go wraz z obszernym opisem i uzasadnieniem w Portalu Orzeczeń Sądowych. Można przypuszczać, że ciąg dalszy sprawy rozegra się w apelacji.

WAŻNE: Z uzasadnienia wyroku

*"Oskarżona w momencie postawienia jej zarzutów w postępowaniu przygotowawczym, mimo miażdżących dla niej wniosków opinii, nadal nie przyznała się do winy. Przypomina to trochę sytuację, gdy złodziej złapany za rękę na gorącym uczynku twierdzi, że to nie jego ręka. Nie prezentowała żadnej refleksji, żalu, skruchy, po prostu szła w zaparte. Dopiero po zorientowaniu się, że już samo przedstawienie jej zarzutów popełnienia przestępstwa spowodowało skreślenie jej z listy kwalifikowanych pracowników ochrony i zmusiło ją do przejścia u obecnego pracodawcy (też w ochronie) na urlop bezpłatny, doszła do wniosku, że szybsze zakończenie postępowania będzie jej się opłacało i postanowiła przyznać się, nie składając w dalszym ciągu żadnych wyjaśnień".

* "Nie bez powodu wojsko określiło limit 12 godzin – jak można domniemywać – jako czas, w którym osoba posługuje się bronią w sposób potencjalnie bezpieczny, mając na uwadze jej zdolności psychomotoryczne, zmęczenie itd. Oskarżona swoim nagannym zachowaniem legitymizowała sytuację, w której ta sama osoba zostawała na służbie w patrolu i posiadała broń palną przez nawet 72 godziny. Nie trzeba mieć wybujałej wyobraźni by zrozumieć, że w takiej sytuacji bardzo łatwo było o wypadek. Tam, gdzie człowiek posługuje się bronią, należy wymagać jeszcze wyższych standardów moralnych i poczucia odpowiedzialności za bezpieczeństwo innych osób"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto