Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Katastrofa na toruńskim poligonie i czas apokalipsy na drugim końcu świata

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Sieć kolei wąskotorowej na toruńskim poligonie miała ponad 20 kilometrów długości. Poza kilkoma stacjami był również dworzec ulokowany w rejonie ul. Okólnej. Zdjęcie z czasów I wojny światowej.
Sieć kolei wąskotorowej na toruńskim poligonie miała ponad 20 kilometrów długości. Poza kilkoma stacjami był również dworzec ulokowany w rejonie ul. Okólnej. Zdjęcie z czasów I wojny światowej. Z archiwum Tadeusza Zakrzewskiego
Pochyleni nad gazetami klienci otwartej 120 lat temu toruńskiej kawiarni Kaiserkrone nie mogli w spokoju delektować się kawą. Prasa powoli, ale bardzo regularnie sączyła straszne wieści z Karaibów.
od 16 lat

Czasy, przez które sobie żeglujemy, były ciekawe. Telegraf, telefon, a później także raczkujące radio powodowały, że wiadomości rozchodziły się po świecie dość szybko, ale jeszcze nie w przytłaczającym dziś nadmiarze. Kiedy zatem dochodziło gdzieś do wielkiej katastrofy, jej echa docierały do Torunia, jednak nasi przodkowie nie byli od razu bombardowani szczegółami. Kolejne komunikaty docierały do nich falami, dzień po dniu. Wertując gazety sprzed stu i więcej lat możemy patrzeć, jak wtedy do ludzi docierały szczegóły, które dziś są nam dobrze znane. Przykład? Proszę bardzo.

„W Berlinie, Kopenhadze i Królewcu oraz całem wybrzeżu morza bałtyckiego zauważono podczas nocy z dnia 30 zeszłego miesiąca na 1 bieżącego miesiąca jasność niezwykłą, tudzież żółte i czerwone zabarwienie północnej części nieba, jak podczas pamiętnego wybuchu wulkanu Krakatau w 1883 roku” - podała „Gazeta Toruńska” 5 lipca A.D. 1908.

Polecamy

Coś się stało, ale nie wiadomo było, co. Do Torunia docierały kolejne informacje o dziwnych zjawiskach.

„Onegdaj w Warszawie obserwować można było od godz. 10 wieczorem do 12 zorzę północną, poczem zapanowała biała noc – informowała „Gazeta Toruńska”. - Niebo już o 1 po północy było zupełnie jasne. W Krakowie zauważono, że około godz. 2 w nocy pojawiły się od strony północnej światła jakby wschodzącego słońca”.

Kiedy w toruńskim kościele świętych Janów został odkryty "Sąd ostateczny"?

W Toruniu takich dziwów mieszkańcy nie zaobserwowali, być może dlatego, że przełom czerwca i lipca 1908 roku był pochmurny. Nocne ciemności rozpraszało zatem tylko światło ulicznych latarni gazowych i uruchomionych akurat wtedy pierwszych latarni elektrycznych. O piekle na ziemi jakie na dalekiej Syberii spowodował meteoryt tunguski, nasi przodkowie dowiedzieli się wiele lat później. Zresztą, my wtedy mieliśmy swoje piekło. W kościele świętych Janów został „Sąd ostateczny”.

„W kościele św. Jana znaleziono z okazyi obecnych prac restauracyjnych pod wapnem kilka obrazów, mających podobno wartość historyczną - informowała „Gazeta Toruńska”. - Freski, przedstawiające sceny niebo i piekła, obejmują około 20 metrów kwadratowych i po usunięciu tynku przedstawiają się stosunkowo dosyć świeżo”.

Podczas jednego z ostatnich spacerów po dawnym Toruniu zostawiliśmy Państwa w kawiarni „Kaiserkrone”, która po odnowieniu otworzyła swoje podwoje 8 maja 1902 roku. Był to jeden z najbardziej eleganckich lokali w mieście, znajdował się tam, gdzie dziś jest empik. Jeżeli ktoś z Państwa, skuszony zaczerpniętym z prasy barwnym opisem kawiarni dał się ponieść wyobraźni, pochylając się nad wyimaginowaną kawą oraz wiedeńskim sernikiem, mógł poczuć woń siarki.

Kiedy wybuchł wulkan Montagne Pelée?

Co proszę?! Zapyta pewnie ktoś wyrwany w ten sposób z błogich wizji sernikowo-kawowych. Jasne, nad Toruniem opary siarki się nie unosiły, ale skoro już uruchamiamy wyobraźnię… Kiedy 8 maja 1902 roku nasi przodkowie zaglądali do wnętrza luksusowej kawiarni, na francuskiej Martynice zaczął się czas apokalipsy. Nad ranem wybuchł wulkan Pelée. Huk jaki temu towarzyszył, był słyszany w promieniu ponad 500 kilometrów. Stolica kolonii, miasto Saint-Pierre, które wtedy było nieco większe od Torunia, w ciągu kilku minut przestało istnieć. Z 30 tysięcy jego mieszkańców przeżyły raptem trzy osoby.

Co powiedział celnikom kapitan włoskiego statku?

Katastrofa była dla miejscowych całkowitym zaskoczeniem, chociaż wulkan dawał o sobie znać już od kilku dni. Pierwszy komunikat na ten temat „Gazeta Toruńska”, powołując się na doniesienia prasy hiszpańskiej podała na początku maja. Władze wyspy wysłały na dymiącą górę ekspedycję naukową, która zdążyła stamtąd wrócić i podzielić się spostrzeżeniami. Nie wszyscy jednak patrzyli na to zjawisko z zaciekawieniem. Pochodzący z Neapolu kapitan pewnego zacumowanego w porcie statku powiedział, że on nie zna Montagne Pelée, jednak gdyby w podobny sposób zachowywał się Wezuwiusz, to on by się natychmiast ewakuował. Odpłynął zatem, chociaż statek nie był jeszcze załadowany. Urzędnikom, którzy z tego powodu grozili mu konsekwencjami miał odpowiedzieć – „A kto je wyegzekwuje? Przecież niebawem wszyscy będziecie martwi”.

Polecamy

Toruńska prasa poinformowała o katastrofie we wtorek 13 maja. Dość późno, ale pamiętajmy, że kolejne wydania „Gazety Toruńskiej” były przygotowywane dzień wcześniej, poza tym w niedziele redakcja miała wolne. Czytelnicy odbierali więc w niedzielę gazety przygotowane w sobotę, a w poniedziałek gazeta się nie ukazywała, wiadomości musiały zatem poczekać do wtorku.

„Informacje o wybuchu wulkanu w mieście St. Pierre na wyspie Martynique są straszne – czytamy na pierwszej stronie „Gazety Toruńskiej” z 13 maja 1902 roku. - Wybuch tego wulkanu przedstawia się jako największa katastrofa, jaka w historyi w ogóle jest znana. (…) Angielski parowiec „Eks”, który w nocy przepłynął koło St Pierre, przybył do jednego z portów okryty grubą warstwą popiołu, pomimo że płynął w oddaleniu 5-milowem od wybrzeża dotkniętego katastrofą. Spuszczone łodzie usiłowały jak najbliżej podpłynąć do miejsca katastrofy, ale nie spotkały żadnej żywej istoty. Widziano tylko płomienie”.

Katastrofa nie była największą, tu jednak palma pierwszeństwa należała i nadal należy się wybuchowi wulkanu Krakatau. Z drugiej strony jednak, wg pierwszych doniesień zagładę St. Pierre miały przetrwać 33 osoby. Później okazało się, że informacje te były zbyt optymistyczne.

Polecamy

Kolejne wydania gazety są dosłownie pełne wiadomości i spekulacji na temat wybuchu wulkanu oraz zagłady miasta nazwanego później grobem Karaibów. Kto ciekawy, niech sobie poczyta, wszystkie numery „Gazety Toruńskiej” można znaleźć w Kujawsko-Pomorskiej Bibliotece Cyfrowej.

O co poprosili komendanta mieszkańcy Rynku Nowomiejskiego?

W tym samym czasie u nas mieszkańcy Nowego Miasta zwrócili się do komendanta garnizonu z prośbą, aby orkiestra wojskowa dawała bezpłatne koncerty na Rynku Nowomiejskim. Takie koncerty w niedziele i święta odbywały się w samo południe na Rynku Staromiejskim. Na przeprowadzenie tej operacji toruński garnizon sił miał aż nadto, po tym, gdy w ostatnich latach XIX wieku został on wzmocniony przez 176 Pułk Piechoty, w Toruniu działało siedem kapel wojskowych. Nie wiemy jeszcze, jak komendant zareagował na prośbę mieszkańców. Możemy jednak przypuszczać, że 120 lat temu toruńskie orkiestry musiały zmienić repertuar na poważniejszy, wręcz pogrzebowy.

„Nieszczęście na placu strzelnicy – donosiła „Gazeta Toruńska”. - Na torze kolei fortyfikacyjnej wykoleił się w okolicy miejscowości Dziwaki pociąg wiozący żołnierzy. Jeden żołnierz został zabity, czterech jest ciężko rannych”.

Kiedy doszło do katastrofy na toruńskim poligonie?

Do katastrofy na toruńskim poligonie doszło w poniedziałek 12 maja A. D. 1902. Pierwszy komunikat pojawił się w prasie 13 maja, szczegóły wypadku czytelnicy poznali dzień później.

„Poniedziałkowe nieszczęście na placu strzelnicy było wielkie – czytamy. - Z powodu stromego spadu biegła kolejka polna szalonym pędem. Przy jednej ze zwrotnic pierwszy wagonik wykoleił się żołnierze spadli na szyny, a drugi i trzeci wagon przeleciał po nich. Gifrajtrowi Nowackowi odcięły koła głowę i zmiażdżyły klatkę piersiową, skonał po kilku minutach. Podoficerzy Horst i Friese, oraz kanonierzy Dohnert, Wilms i Foehmer są ciężko ranni. Dwadzieścia i pięć żołnierzy rannych lekko. Prócz Nowacka, który należał do 6 pułku artyleryi pieszej, reszta była z 5 pułku”.

Na toruńskim poligonie była kolejka wąskotorowa, ale czy to jej wagony się wykoleiły? Z informacji jakie pojawiły się w kolejnym wydaniu gazety wynika, że pociąg nie posiadał parowozu. Żołnierze sami pchali wagony aż do leśniczówki w Dziwaku, a później, korzystając ze stromego spadu, wsiedli do wagoników i pomknęli na spotkanie z przeznaczeniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto