Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Katastrofa budowlana przy Szerokiej. Pod gruzami zginęły cztery osoby [Retro]

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
120 lat temu zawaliła się dom przy ulicy Szerokiej 23. Kamienicę, która w jego miejscu wyrosła widać po lewej stronie, obok domu towarowego Alfreda Abrahama
120 lat temu zawaliła się dom przy ulicy Szerokiej 23. Kamienicę, która w jego miejscu wyrosła widać po lewej stronie, obok domu towarowego Alfreda Abrahama Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa
W lipcu 1900 roku toruńscy strażacy przeprowadzili do nowej siedziby wszystkie swoje sikawki. Poza tym w mieście pojawił się królewski kat Friedrich Reindel, ale długo tu nie zabawił.

"Straszne nieszczęście wydarzyło się dziś w mieście krótko po godzinie 8-mej rano. Dom przy ulicy Szerokiej, dawniejsza własność p. Petersilge, który kupił właściciel cukierni p. Nowak, aby na tem miejscu wznieść nowy budynek, miał być rozebrany i prace już od pewnego czasu prowadzono - informowała "Gazeta Toruńska" 27 lipca 1900 roku. - Przy usuwaniu gruzów zrzucono zbyt wielką ilość gruzu na podłogę najwyższego piętra, belki zbutwiałe ciężaru nie wytrzymały, zapadły się przebijając podłogę niższych pięter, grzebiąc pod sobą robotników. O godzinie 9-tej wydobyto z gruzów dwóch ciężko pokaleczonych i jednego lżej rannego. Następnie natrafiono na zwłoki 25-letniego robotnika Włodarskiego z Mokrego, którego młodszy brat 16-letni odniósł lżejsze rany. Dotychczas ofiary katastrofy były takie: jeden zabity, dwaj ciężko ranni i jeden lżej ranny. Na miejscu wypadku znajduje się prokurator i nadburmistrz dr Kersten. Nad usuwaniem gruzów pracuje oddział pionierów. Według wiadomości późniejszych ofiar jest więcej aniżeli zrazu przypuszczano, bo oto w samo południe wydobyto zwłoki dwóch innych robotników, a krótko przed 2-gą znowu jednego. Utrzymuje się pogłoska, że w gruzach pogrzebane są kobieta i dwoje dzieci, które robotnikom przyniosły śniadanie".

Warto przeczytać

Pamięć o tej katastrofie żyje w mieście do dziś, w każdym razie pasjonaci dawnego Torunia wspominają czasami, że przy ul. Szerokiej zawaliła się kiedyś kamienica. Tylko, która? Bardzo często używane w gazetach z epoki określenia, że coś się działo w sklepie pana X, bądź domu pani Y mają wiele uroku. Kiedyś oczywiście każdy wiedział, kim są i gdzie mieszkają wymienione osoby, jednak po ponad stu latach te nazwiska przeważnie mówią niewiele. Gdyby w Kujawsko-Pomorskiej Bibliotece Cyfrowej nie było ksiąg adresowych, chodzilibyśmy po takim mieście jak ślepcy. Na szczęście księgi są, jedna z nich nawet ukazała się drukiem w czerwcu 1900 roku - w gazetach są jej reklamy. Dane do niej najwyraźniej były zbierane przed zmianą właściciela nieruchomości. Cukiernika Nowaka jeszcze nie ma, ale kupiec Petrslige jest. Pod numerem... Zaraz, zaraz - trzeba jeszcze sprawdzić, czy numer się później nie zmienił. Nie, jest ten sam. Do pamiętnej katastrofy budowlanej doszło przy Szerokiej 23. Oczywiście dom, który tam teraz stoi, powstał na gruzach zniszczonego budynku.

Pogłoski o zasypanych gruzami kobiecie i dzieciach na szczęście się nie potwierdziły. Pogrzeb ofiar katastrofy odbył się 28 lipca A. D. 1900.

"Pogrzeb nieszczęśliwych ofiar katastrofy przy ulicy Szerokiej odbył się w sobotę przy licznym udziale mieszkańców - czytamy w ostatnim lipcowym wydaniu "Gazety". - Przy sekcyi przedsięwziętej w piątek wykazało się, że dwaj robotnicy znaleźli śmierć skutkiem uduszenia, dwaj inni skutkiem ciężkich obrażeń".

Nie był to zbyt pomyślny moment w dziejach miasta. Dzień po katastrofie budowlanej, wybuchł pożar w koszarach ułańskich na Bydgoskim Przedmieściu. Ogień pochłonął niemal całe stajnie 5. szwadronu. W sumie nic nowego, w zasadzie w każdej gazecie z tamtych czasów znajduje się wzmianka o jakimś pożarze. Tu jednak straty były niezwykle wysokie, oszacowano je na 80 tysięcy marek. Dla porównania, murarz za 13-godzinny dzień pracy mógł liczyć na nieco ponad cztery marki.

W tej nawale pożarowo-katastroficznych wiadomości znaleźliśmy jednak coś bardziej optymistycznego.

"Nowy gmach straży pożarnej wybudowany przy wylocie ul. Sprawiedliwej jest już na tyle wykończony, że doń przeprowadzono wszystkie sikawki".

Ciekawe. Ewidentnie chodzi o budynek strażacki u wylotu dzisiejszej ul. Prostej, w XIX i na początku XX wieku nazywaną też Prawą (Sprawiedliwa to tłumaczenie z niemieckiego - Gerechtestrasse). Tyle tylko, że informacja o zbliżającym się finiszu jego budowy pojawiła się w gazecie w lipcu 1900 roku, tymczasem z archiwalnych dokumentów, na jakie powołuje się Joana Kucharzewska w "Architekturze i urbanistyce Torunia w latach 1871 - 1920" wynika, że budowa obecnej komendy wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej rozpoczęła się w roku... 1901, zaś gotowy i wyposażony budynek został oddany do użytku w roku 1903. Cóż, może 120 lat temu strażacy przenieśli swoje sikawki do siedziby tymczasowej? Taki obiekt przy Wałach podobno się znajdował, wcześniej natomiast strażacy kwaterowali w Ratuszu Staromiejskim.

Zmieniamy klimat i miejsce. W gazetach sprzed ponad wieku często pojawiały się notki o tym, kto przejeżdżał, lub przejedzie przez toruński dworzec. My takie rodzynki wyłapujemy z przyjemnością, niedawno wspominaliśmy m.in. przejazd cara czy perskiego szacha. W lipcu 1900 roku lokalna prasa poinformowała o kolejnej osobistości.

"Kat Reindel przejeżdżał onegdaj przez miasto nasze, udając się do Grudziądza i wracał wczoraj w południe po dokonanej egzekuzyi" - donosił polski dziennik.

Freidrich Reindel był katem królewskim. Krążył po kraju wykonując wyroki śmierci, a społeczeństwo przyglądało się temu z - trudno to nazwać inaczej - fascynacją. Sprawozdania z tych podróży pojawiały się w "Gazecie Toruńskiej" dość często. Redaktorzy z ul. Mostowej pisali np o tym, że w Olsztynie po wykonanym wyroku, nikt nie chciał Reindlowi dać noclegu. W 1900 roku na łamach polskiej gazety pojawił się również spory tekst o pani Reindlowej, która jest w Berlinie akuszerką.

Kogo kat odwiedził w Grudziądzu? Opisu jego wizyty w "Gazecie Toruńskiej" rzecz jasna nie zabrakło.

"Na dziedzińcu więziennem ściął kat Reindel z Berlina 57-letniego Fr. Rabanowskiego, stolarza z Wielkiego Szemburka - czytamy. - Zamordował on inwalidę Michała Rautenburga. Rano, z uderzeniem godz. 6-tej wyprowadzono delikwenta na dziedziniec, prokurator przeczytał wyrok i rozporządzenie królewskie, w którem król odmawia prośbie skazańca o ułaskawienie, poczem w kilku sekundach Rabanowskiemu głowę ucięto. Skazany przed ścięciem spowiadał się i okazał skruchę. Rabanowski wraz ze swym synem zamordowali Rautenberga zabiwszy go siekierą i zabrali mu 57 marek. Syna skazano na 6 lat ciężkiego więzienia, ojca na śmierć, ponieważ był głównym winowajcą".

Na świecie krew również lała się coraz większym strumieniem. Doniesienia z ogarniętych antyeuropejskim powstaniem Chin nie tylko zepchnęły w toruńskiej prasie na dalszy plan wojnę burską, ale wdarły się i umocniły na pierwszych stronach gazet. W lipcu 1900 roku "Gazeta Toruńska" informowała np., że cesarz ma zamiar wysłać do Chin kontyngent złożony z 30 tysięcy żołnierzy. Zaciągi ochotników szły już pełną parą. Z Torunia pilnie został odwołany do Berlina pułkownik Richter, komendant poligonu. "Gazeta Toruńska" odnotowała, że Richter jest znawcą spraw chińskich, więc zapewne wezwano go do stolicy w związku z sytuacją na dalekim wschodzie. O tym, jak ona wygląda, na własne oczy mieli się niebawem przekonać żołnierze z Brodnicy.

"Z tutejszej załogi wojskowej wyjeżdża do Chin na ochotnika 40 szeregowców i kaprali - pisała "Gazeta Toruńska" w drugiej połowie lipca 1900 roku. - Ochotników odprowadzono na dworzec przy dźwięku marsza pożegnalnego kapeli wojskowej".

Na pierwszej stronie tego samego wydania gazeta zamieściła również wypowiedź berlińskiego profesora Foerstera, którego głos bardzo różnił się od opinii cytowanych przez prasę europejskich polityków i ekspertów. Profesor ostrzegał przed walką rasową, do jakiej w Chinach przygotowywały się Niemcy.

"Obawiam się nie żółtych barbarzyńców, ale barbarzyńców białych - napisał Foerster. - Nie Chińczyk jest okrutny, lecz Europejczyk, stwórca wszelkich karabinów, kul dum-dum czy dynamitów".

Na koniec zajrzyjmy jeszcze na chwilę do Chełmna, gdzie sąd zajmował się sprawą technika Guderiana i uznał go winnym dezercji. Nazwisko w tych okolicznościach i miejscu brzmi bardzo ciekawie. W 1888 roku w Chełmnie urodził się Heinz Guderian, późniejszy generał i jeden z architektów niemieckiej wojny błyskawicznej. Czyżby technik - dezerter był jakimś jego krewnym?

Skoro już jednak jesteśmy w Chełmnie... Niedawno wspominaliśmy o przygotowaniach do budowy linii unisławskiej. Budowa szlaku kolejowego rozpoczęła się i utknęła.

"Bezrobocie panuje wśród robotników przy torze kolejowym unisławsko-chełmińskim - czytamy w "Gazecie Toruńskiej". - Robotnicy nie otrzymali wypłaty a przedsiębiorca się dotychczas nie pojawił. Obecnie chcą robotnicy, aby im zapłacono za ten czas, przez który nie pracowali, w przeciwnym razie grożą porzuceniem roboty."

Kryzys na szczęście został szybko zażegnany. Inwestorzy zapłacili zaległe pieniądze i nie potrącili pracownikom z czas przestoju.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Katastrofa budowlana przy Szerokiej. Pod gruzami zginęły cztery osoby [Retro] - Nowości Dziennik Toruński

Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto