Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Karina Bonowicz stworzyła scenariusz na medal. Machulski nakręci z niego film!

Agnieszka Chmielewska
Karina Bonowicz
Karina Bonowicz Grzegorz Olkowski
Bystra, z celną pointą i błyskotliwym spojrzeniem. To ona napisała scenariusz do filmu, który kupił Juliusz Machulski. Nakręcił już takie filmy jak Seksmisja, Vabank czy Kiler. Kiedy zobaczył scenariusz toruńskiej pisarki - postanowił, że zrobi też film o... szkole. Karina Bonowicz najpierw napisała książkę „Pierwsze koty robaczywki”. Potem na jej podstawie stworzyła scenariusz. Jak sama podkreśla - To, że reżyser już kupił scenariusz, nie oznacza że film nakręci od razu.

Twój scenariusz do filmu kupił Juliusz Machulski! Jak dostał się w jego ręce?
Karina Bonowicz: - Drogą pocztową (śmiech). Napisałam scenariusz, wysłałam do Studia Filmowego „Zebra” i... zapomniałam o nim. To była zresztą jedyna wytwórnia, do której go wysłałam, bo pomyślałam, że jeśli ktoś miałby przenieść na ekran scenariusz oparty na mojej książce, to jest to tylko studio Juliusza Machulskiego. Telefon z „Zebry” dostałam kilka miesięcy później.

„Pierwsze koty robaczywki” to bezapelacyjnie książka wciągająca – każdego dorosłego jak i nastolatka. To nowatorski sposób pisania z fragmentami sms-ów, listów. Oprócz tego wartka akcja i kolorowi bohaterowie. Łatwo napisać taką książkę? Ile Ci to zajęło? Jak się za to zabierałaś – ile czasu trwa tworzenie koncepcji, a potem samo napisanie?
- Książka powstała w trzy tygodnie i została napisana zgodnie z zasadą mojego ulubionego pisarza Martina McDonagha, jednego z najwybitniejszych współczesnych dramaturgów, który przyznał, że nie chodzi do teatru, bo ten go nudzi, a pisze tylko dramaty, które sam chciałby zobaczyć na scenie. Ja również pomyślałam, że chcę napisać coś, co sama chętnie bym przeczytała. A że historia od dłuższego czasu siedziała mi w głowie, nie pozostawało nic innego, jak tylko usiąść i zacząć pisać.

Ile Ciebie jest w tej książce? Twoi znajomi mówią, że bardzo dużo…
- Jednym słowem: ile jest cukru w cukrze, czy – jak kto woli – ile jest fikcji w fikcji? (śmiech). "Pierwsze koty robaczywki" to nie reportaż ani inny gatunek literatury faktu.

Oczywiście, książka nigdy nie powstaje w próżni, więc siłą rzeczy czerpie się z otaczającej rzeczywistości, która stanowi punkt wyjścia do tworzenia fikcyjnych, trochę, a czasami nawet bardzo przerysowanych historii.

Chyba że ktoś zna dziewczynę, która – nie cierpiąc na amnezję – nie pamiętałaby, dlaczego zerwała z chłopakiem? (śmiech) A co do języka, to rzeczywiście bardzo często spotykam się z opiniami osób, które mnie znają, że słychać mnie w książce. Tak zdarza mi się mówić i myśleć na co dzień. Czasami także drukowanymi literami.

Twoja najlepsza i cecha charakteru, którą chciałabyś ulepszyć?
- Poczucie humoru. Nie wiem, czy to moja najlepsza cecha charakteru, ale ją właśnie lubię najbardziej. I z przyjemnością jeszcze ją ulepszę (śmiech).

Wiadomo już kiedy powstanie film Juliusza Machulskiego i jaki będzie jego tytuł? PS. Słyszałam, ze chcesz koniecznie, żeby zagrali w nim wskazani przez Ciebie aktorzy. jakie są Twoje typy. Kto kogo miałby zagrać?
- Za wcześnie, żeby mówić o szczegółach. Ale w mojej obsadzie marzeń na pierwszym miejscu znajduje się Janusz Chabior jako dyrektor-wuefista.

Twoje życie jest niezwykle barwne. Jesteś jak kobieta renesansu, bo działałaś zarówno w różnych mediach, jak i teatrze. Kim już zdążyłaś być w swoim życiu a kim jeszcze chciałabyś być?
- Jeśli chodzi o zawód, to jak na razie najdłużej byłam kobietą piszącą, czyli dziennikarką. A kim chciałabym być? Sobą. Wszyscy inni są już zajęci (śmiech).

Skąd czerpiesz inspiracje do pisania? Z ulicy, z obserwacji znajomych, z filmów?
- Zewsząd. Bo tak naprawdę wszystko może być inspirujące, nawet ogłoszenie na słupie. Czasami warto obejrzeć kiepski film dla jednej sceny, która stanie się dla nas inspiracją. Aaron Sorkin – amerykański scenarzysta i dramaturg – powiedział kiedyś, że „dobrzy pisarze pożyczają od innych pisarzy. Wielcy pisarze wręcz od nich kradną”. I o to chodzi! Tyle że zamiast „pożyczać” i „kraść” lepiej brzmi „inspirować się” (śmiech).

Nad czym pracujesz teraz? Masz też jakieś plany z Toruniem w tle... Chcesz napisać coś o tym mieście?
- Kolejna książka jest już gotowa, ale wciąż w postaci pliku wordowskiego. Dlaczego? Jak mówią, „lepsze jest wrogiem dobrego”. I coś w tym jest. Wciąż ją poprawiam i ulepszam, co czyni z niej „niekończącą się opowieść”. Dlatego czekam na dobry moment, kiedy będę miała jej już tak dość, że zapiszę w końcu plik i kliknę „wyślij”. W głowie mam już pomysł na kolejną powieść, ale na razie skupiam się na projekcie przewodnika toruńskiego zatytułowanego „Co ma piernik do Torunia, czyli subiektywny przewodnik po mieście (nie tylko) Kopernika dla (nie tylko) nowojorczyka”, na którego realizację otrzymałam Stypendium Miasta Torunia w dziedzinie kultury.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto