Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Alkoholik i koszmar rodziny. Koszmar, jaki zgotował swoim bliskim, trudno opisać

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
fot. ilustracyjne pixabay (wszystkie)
Nie był innego wyjścia: decyzją sądu, po wniosku szpitala psychiatrycznego w Toruniu, pan Janusz został przymusowo umieszczony w specjalistycznej placówce. Koszmar, jaki zgotował swoim bliskim, trudno opisać. Żadne z dorosłych dzieci, jak również też pomoc społeczna nie były w stanie się nim zająć.

CBŚP rozbiła grupę przestępczą w regionie

od 16 lat

"Zespół otępienny wywołany chorobą alkoholową, z urojeniami" - to lekarska diagnoza stanu pana Janusza. Ten 69-letni mężczyzna z powiatu brodnickiego trafiał do szpitala psychiatrycznego w Toruniu w zeszłym roku dwukrotnie. Twierdził jednak, że nigdy się psychiatrycznie nie leczył. Leki po wypisaniu brał najwyżej dwa dni...

"Chował mięso w WC, rozkładał obrazki Matki Boskiej na boisku"

Wiek: 69 lat. Zawod wyuczony: murarz. Stan cywilny: żonaty (małżonka od kilkunastu lat w DPS dla osób chorych psychicznie). Stan rodzinny: ojciec trojga dorosłych dzieci, z których żadne nie jest w stanie i raczej nie ma też chęci zaopiekować się takim ojcem.

Od jak dawna pan Janusz jest uzależniony od alkoholu, trudno stwierdzić. Nigdy się jednak z własnej woli nie leczył. Doszło do tego, że do alkoholizmu dołączyły objawy psychotyczne. Urojenia były coraz silniejsze.

W styczniu 2021 roku mężczyzna trafił do szpitala psychiatrycznego w Toruniu po raz pierwszy. Po 20 dniach został wypisany, ale nie brał leków. W lutym wrócił do lecznicy. Przywiozło go tutaj pogotowie, które wezwała córka. Dlaczego?

"Z informacji uzyskanych od córki wynika, że jej ojciec chodził boso całą noc po dworze pomimo mrozu, rozkładał obrazki Matki Boskiej przy garażu, boisku sportowym. Następnego dnia twierdził, że chodzenie bez skarpet po dworze wynika z tego, że nie może ich mieć na sobie. W oknach swojego mieszkania zawiesił obrazki Matki Boskiej, zrobił sobie "ołtarzyki", robił drogę krzyżową w domu; zbudowany przez siebie z drewna krzyż zawiesił w mieszkaniu" - odnotował Sąd Rejonowy w Brodnicy, który zajmował się sprawą.

Pan Janusz twierdził, że wszędzie są kamery, a on obawiał się być sam w domu, bo - tutaj cytat - "tam go znajdą". Rodzina odkryła, że mężczyzna ukrył telewizor i mięso w WC. To jednak nie koniec koszmaru. 8 lutego, jak zeznała córka, ojciec zdemolował mieszkanie i bił swojego syna kijem bejsbolowym. Potem w obecności kobiety chciał wyskoczyć przez balkon, ponieważ czegoś się przestraszył. Odkręcał wodę z kranu i chciał, żeby płynęła cały dzień, "bo jak nie, to umrze".

"Całe noce spędzał na dworze i mało spał. Nie chciał przyjmować zaleconych leków; po wypisie szpitalnym przyjmował leki wyłącznie przez dwa dni. Na izbie przyjęć potwierdził, że leków nie przyjmował, mówiąc, „bo go zatrują”. Był bezkrytyczny wobec swoich objawów, bez poczucia choroby. Nie wyraził zgody na hospitalizację" - czytamy w sądowym opisie.

"Chcieli mnie porwać. Myśleli, że jestem bogaty. Ta sprawa już w prokuraturze"

Jak odnotował sąd, pan Janusz do dziś neguje fakt leczenia psychiatrycznego. Twierdzi, że nigdy nie był hospitalizowany. Podaje, że nie zna dzisiejszej daty, „bo tam, gdzie jest, to nie ma kalendarza".

„Kiedyś to mnie na okup chcieli porwać, jakiegoś kwasu mi dali do wypicia, do piwa mi wlali. Myśleli, że ja bogaty jestem. To jacyś znajomi zrobili. Ta sprawa w prokuraturze jest, teraz się wszystko wydało. Teraz już na mnie nie polują. Na drzewach były kamery porozstawiane, one na prywaciarzy były nastawione, nie na mnie. Ja w bloku mieszkam. Ja mam emerytury 5250 zł. Na konto to wpłacam, to jest dużo pieniędzy. Mieszkanie to syn opłacał. Ja kupowałem jedzenie. Chleb chyba kosztuje ponad 2 zł. (...) Jestem w takim miejscu „gdzie się odpoczywa, to nie jest dla wariatów, taka wolnościówka" i zakupów nie robię. Ja miałem wyjść stamtąd, ale płaszcza mi nie chcieli dać. Ja sobie sam radzę- wykapię się sam, ubiorę się. Leków żadnych nie mam. Mnie ludzie w Internecie sprawdzają, bo ja „najzdrowszy człowiek świata jestem". Niech sobie pani otworzy internet i wpisze nazwisko W., to pani zobaczy. Tylko o mnie piszą" - tak swoją historię przedstawił mężczyzna.

Po hospitalizacjach trafił do specjalistycznego Domu Pomocy Społecznej. Nie chciał tam jednak być.

Na wniosek szpitala sąd zdecydował o przymusowym umieszczeniu w DPS

Ta sprawa z wniosku koordynatora ds. psychiatrii Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu, z poparciem ośrodka pomocy społecznej (z miejsca zamieszkania mężczyzny) trafiła do sądu. Wnioskowano, by w trybie zarządzeń nagłych orzec przymusowe umieszczenie chorego w Domu pomocy Społecznej bez jego zgody.

Tak też się stało. Sędzia Marzena Sirokos z Sądu Rejonowego w Brodnicy po analizie dokumentów, zeznań i opinii biegłego nie miała wątpliwości, że tak trzeba uczynić. Szpital podkreślał, że nie jest miejscem dla takiej osoby. OPS - że nie świadczy specjalistycznych usług, które zabezpieczałaby pana Janusza w miejscu zamieszkania. Dorosłe dzieci natomiast, że nie są w stanie nawet wpłynąć na ojca, by brał leki.

Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku:

"Pan W. wymaga specjalistycznego, wieloletniego leczenia psychiatrycznego i trudno wymagać od członków jego rodziny, jak i ośrodka pomocy społecznej, by miały sprostać temu zadaniu, a właściwie wyzwaniu" - tak podsumowała obszerne uzasadnienie wyroku sędzia Marzena Sirokos.

Wyrok w tej sprawie 14 czerwca br. został opublikowany wraz z uzasadnieniem w Portalu Orzeczeń Sądowych.

PS Imię mężczyzny w tekście zostało zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto