Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Aborcja. PiS wydał wyrok na kobiety, bo stał się zakładnikiem wrzeszczącej mniejszości [ANALIZA]

Witold Głowacki
Witold Głowacki
Policja pacyfikuje protest w Gdańsku, 24 października
Policja pacyfikuje protest w Gdańsku, 24 października Karolina Misztal
W momencie gdy na skutek braku przygotowań do walki z pandemią PiS zaczęły spadać notowania, rządzący zafundowali sobie potężny kryzys społeczny, wyprowadzając Polki i Polaków na ulice z powodu aborcji. Nie sposób odgadnąć intencje, jakie kierowały politykami Zjednoczonej Prawicy, gdy zdecydowali się spełnić żądania antyaborcyjnych fundamentalistów.

Czwartkowe orzeczenie w pełni kontrolowanego przez PiS Trybunału Konstytucyjnego stwierdzające niezgodność z Konstytucją przepisów dopuszczających aborcję ze względu na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, wywołało w Polsce falę protestów społecznych o skali, której z całą pewnością nie przewidzieli rządzący. Dotychczasowe reakcje polityków Zjednoczonej Prawicy na te protesty tylko potwierdzają to, co stało się jaskrawo widoczne od początku drugiej fali pandemii - rządząca koalicja zgubiła gdzieś, lub po prostu porzuciła swój społeczny kompas. Trochę tak, jakby politycy PiS i jego przybudówek uznali za ten prawdziwy obraz społecznych realiów wytwarzany na potrzeby emisji w TVP. W momencie, gdy mimo pików pandemii, w obiektywnie przygnębiającej atmosferze strachu przed zakażeniem i ekonomicznymi skutkami kolejnego lockdownu Polki i Polacy wyszli na ulice z powodu całkowitego nieliczenia się z ich zdaniem w jednej z budzących największe emocje w całej polskiej polityce kwestii, rządzący sprawiają wrażenie, jakby byli tym autentycznie zdumieni.

Trudno zrozumieć, dlaczego. Wśród reakcji na czwartkowe orzeczenie zarówno z lewa, jak i prawa próżno szukać takich, które zakładałyby zarówno podmiotowość samego Trybunału, jak i jego sędziów - wśród których prócz Julii Przyłębskiej i Mariusza Muszyńskiego są między innymi takie niedawne tuzy partyjnej polityki Zjednoczonej Prawicy, jak Krystyna Pawłowicz czy Stanisław Piotrowicz.

Zarazem jest też jasne, że Trybunał podjął decyzje całkowicie zbieżne z intencjami polityków Zjednoczonej Prawicy. Zaznaczmy, że Trybunał Konstytucyjny zajął się złożonym przez nich wnioskiem bardzo szybko, jak na standardy tej instytucji. Został on bowiem złożony tuż przed ostatnimi świętami Bożego Narodzenia - 23 grudnia. W Trybunale część spraw oczekuje na swoją kolej nawet po kilka lat.

Wniosek został sporządzony przez 2 posłów Prawa i Sprawiedliwości - Bartłomieja Wróblewskiego i Piotra Uścińskiego. Podpisało się pod nim 107 posłów Zjednoczonej Prawicy, 11 Konfederatów (czyli wszyscy parlamentarzyści tego ugrupowania) i jeden poseł z PSL-Kukiz ’15 (Jarosław Sachajko). Wśród posłów Zjednoczonej Prawicy, którzy podpisali się pod wnioskiem nie brakuje gwiazd PiS. To między innymi Rafał Bochenek, Bolesław Piecha, Paweł Szefernaker, Jarosław Sellin, Jan Mosiński, Jan Dziedziczak, Bartosz Kownacki, Andrzej Sośnierz czy Antoni Macierewicz. Są też gowinowcy - jak Jacek Żalek czy Kamil Bortniczuk. Nie zabrakło oczywiście również ziobrystów - m.in. Jana Kanthaka, Michała Wosia, Tadeusza Cymańskiego, Sebastiana Kalety czy Jacka Ozdoby.

To prawie połowa posłów Zjednoczonej Prawicy i zarazem bardzo przekrojowa jej reprezentacja. Wśród sygnatariuszy wniosku są i posłowie o zasłużonej sławie fundamentalistów katolickich, i tacy, których najczęściej uważa się za mniej lub bardziej „umiarkowanych”. Nie ma pod nim wprawdzie podpisów liderów partii ani najważniejszych ministrów rządu Mateusza Morawieckiego, są jednak podpisy wiceministrów i osób pełniących istotne partyjne funkcje.

Tym samym kierownictwo PiS nie bardzo ma podstawy, by zrobić to, co robiło w podobnych sytuacjach niemal zawsze - i puszczając oko do twardego elektoratu rozłożyć ręce, jednocześnie stwierdzając, że wniosek do Trybunału to nie inicjatywa rządu ani partii lecz tylko grupy szczególnie ideowych posłów, obywateli, organizacji - niepotrzebne skreślić. Tak można było zrobić podczas poprzedniego Czarnego Protestu, tak też wielokrotnie radził sobie PiS z pomysłami najbardziej radykalnych skrzydeł Zjednoczonej Prawicy.

Uderzające jest to, że jak dotąd najważniejsi politycy PiS nie wyartykułowali jeszcze żadnej przekonującej odpowiedzi na ten najnowszy kryzys. Poseł Bolesław Piecha przebąkuje coś o „konsensusie”, który miałby polegać na tym, by kobiety nie musiały utrzymać ciąży do porodu przynajmniej w sytuacjach, w których jest jasne, że płód obarczony jest wadami o charakterze letalnym. Pokrywa się to z publicystycznym pomysłem Jana Rokity, który apeluje o polegający mniej więcej na tym samym „kompromis eugeniczny”. Odnotować należy, że podobną ideę zgłosił jeszcze poseł Artur Dziambor z Konfederacji. „Kompromis” lub „konsensus” jako próba utrzymania status quo tuż po zerwaniu tego, co prawica nazywała „kompromisem aborcyjnym” - cóż, autorom tych koncepcji można jedynie pogratulować inwencji i dobrego samopoczucia.

Nie zmienia to jednak faktu, że gdy produkują się Piecha z Rokitą, główni rozgrywający Zjednoczonej Prawicy po prostu milczą. Trochę tak, jakby nie zdawali sobie sprawy z samej natury polskich nastrojów społecznych dotyczących kwestii aborcji. W momencie, w którym można wciąż dyskutować na temat tego, czy większość Polaków opowiada się za bezwarunkowym prawem do aborcji w pierwszych 3 miesiącach ciąży (53 procent według sondażu IPSOS dla OKO Press z marca tego roku), całkowicie poza dyskusją pozostaje fakt, że społeczny sprzeciw wobec prawa do aborcji ze względu na ciężkie wady płodu ma charakter mocno mniejszościowy, jeśli nie zupełnie marginalny. W ostatnim badaniu Ipsos na ten temat przeprowadzonym pod koniec 2018 roku przeciwko zakazaniu aborcji z powodu ciężkich wad płodu jednoznacznie opowiadało się aż 78 procent Polaków. Gdy w sobotę firma Neurohm przebadała na zlecenie Onetu poglądy 10 tysięcy losowo dobranych czytelników, sprzeciw wobec czwartkowej decyzji Trybunału zadeklarowało aż 95 procent z nich. Badani opowiedzieli się również twardo (92 proc.) za prawem do przerwania ciąży będącej skutkiem gwałtu czy w wypadku zagrożenia życia matki (95 procent).

Przeciwnicy prawa do aborcji w wypadku wad płodu to typowa, by użyć socjologicznego pojęcia, „wrzeszcząca mniejszość” - nieliczna, ale radykalna i na tyle aktywna, że zdolna do wprowadzania swoich postulatów do mainstreamu. Próby uczynienia ich obowiązującym całą społeczność prawem kończą się jednak zawsze kłopotami. To ABC polityki. PiS wyraźnie o tym zapomniał.

Protestujący przeciwko decyzji Trybunału nie domagają się jedynie jej zmiany. Ich postulaty w kwestii prawa do aborcji idą znacznie dalej - w kierunku opcji pro choice. Dotąd prawica mogła szachować społeczną większość opowieścią o kruchym, niemal niemożliwym do utrzymania „kompromisie aborcyjnym”. I choć ten „kompromis” opierał się na całkowitym i surowym zakazie aborcji, dotąd to z mniejszym czy większym skutkiem działało.

Teraz jednak politycy Zjednoczonej Prawicy sami, z premedytacją i fanfarami, ten „kompromis” zerwali. Jest bardzo mało prawdopodobne, żeby posłuchanie przez nich Piechy z Rokitą mogło jakkolwiek odwrócić bieg rzeczy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Aborcja. PiS wydał wyrok na kobiety, bo stał się zakładnikiem wrzeszczącej mniejszości [ANALIZA] - Portal i.pl

Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto