Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przekroczyli już 40 lat, ale coś w nich pozostało z tamtego ognia

Janusz Milanowski
Rok 1995, wolontariusze WOŚP w studenckim klubie Od Nowa
Rok 1995, wolontariusze WOŚP w studenckim klubie Od Nowa fot. archiwum prywatne
Nauczyciel Artur Nowak oraz aktor Radek Smużny byli pierwszymi orkiestrowymi graczami w Toruniu. Osobą równie zaangażowaną była też Asia, energiczna uczennica X LO. Dziś wszyscy ją znają jako Joannę Koroniewską.

Zimą roku 1993 polonista Artur Nowak miał 29 lat, szczęśliwe małżeństwo i troje dzieci.
- Pracowałem równocześnie w Szkole Podstawowej nr 5 i w IV LO w Toruniu. 34 godziny tygodniowo, dwa wychowawstwa równolegle to niemal dwa etaty - wspomina. - Na szczęście byłem młody i pełen energii, więc mogłem robić to i jeszcze wiele innych rzeczy, a rower pozwalał na szybkie przemieszczanie się z miejsca na miejsce. Mój „holender” wywoływał jedynie uśmiech politowania. Królowały górale.
Radek Smużny był punkiem, uczniem profesora Nowaka, mieszkał przy ul. Chełmińskiej i właśnie uzbierał pieniądze na pierwszą elektryczną gitarę. Niedaleko jego domu był słynny w Toruniu sklep muzyczny „Fabex”, którego właściciel, Jacek Fabianowski, wypożyczał na weekend sprzęt co lepiej rokującym muzycznie młodzieńcom. Dzięki temu punk z Chełmińskiej pewnej niedzieli mógł swoją gitarę podłączyć do „pieca”.

Orkiestra balkonowa

Pamięta, że dzień przed pierwszą edycją WOŚP oglądał wieczorem telewizję z mamą i wtedy usłyszał: - Masz gitarę, piec, balkon w środku miasta i piękny, skautowski kapelusz i czemu nic nie robisz? Podzwoniło się stacjonarnym po kumplach z kapeli i w niedzielę zaczęliśmy: trzy akordy i wielkie darcie mordy z balkonu w temperaturze minus 20.
A pod balkonem krążył kapelusz. Pierwsze zebrane do niego pieniądze zawieźli do Radia Toruń. Nie było ich wiele i Radek nie pamięta dziś, ile udało im się uzbierać podczas tego spontanicznego koncertu punk rocka.
- Był to jednak pierwszy zryw, który skłonił mnie do tego, żeby w przyszłym roku, w oparciu o autorytet najlepszego toruńskiego liceum i mojego wychowawcy profesora Nowaka zrobić coś więcej - wspomina niegdysiejszy punk, a dziś dorosły absolwent krakowskiej Akademii Teatralnej.
Dla Artura Nowaka, który miał wesprzeć zryw nauczycielskim autorytetem, istotna jest pamięć o tle społecznym, na jakim funkcjonowały wtedy szkoły i siłą rzeczy ucząca się w nich młodzież.
- Polskie szkoły poszukiwały wtedy nowej formuły pracy - opowiada. - Edukacja zadawała sobie wciąż pytania wynikające zarówno z upadku komunizmu, jak i z konieczności dostosowania się
do zmieniającej się rzeczywistości oraz standardów europejskich. Choć pękały lody, na wszelki wypadek ograniczano się najczęściej do sztywnego systemu lekcyjnego.
Na ogół szkoła nie lubi rewolucji. Wydawanie gazetek, przygotowywanie spektakli itp. traktowane były wówczas jeszcze jak dziwactwo i budziły nieufność wielu dyrektorów nastawionych głównie na wymierne sukcesy statystyczne.
To jednak nie dotyczyło toruńskiego IV LO, notabene, kuźni najlepszych matematyków w Polsce.
- Pani dyrektor Jolanta Krawczyk wielokrotnie zachęcała mnie do wyjścia poza szkolne schematy - wspomina dalej polonista Nowak. - Starałem się jak tylko byłem w stanie i pewnie dlatego mój szalony uczeń Radek Smużny wraz z Aśką Koroniewską właśnie mnie poprosił o współpracę przy organizacji toruńskiej WOŚP. Zgodziłem się, choć groziło to wygnaniem z domu, w którym bywałem jedynie późnymi wieczorami, z powodu nawału pracy.
Obydwaj wspominają, że praca w Orkiestrze nie dawała wtedy nic poza obowiązkami i problemami.
Dlatego mało kto do tego się pchał. A dla nich miała klimat tworzenia pozainstytucjonalnej wspólnoty. To też było ważne, dawało satysfakcję i było realne i wartościowe. - Wtedy po prostu się działało - podkreślają zgodnie.

Martenowski piec

Autorytet IV LO, autoryzujący wszystko nauczyciel z jednej strony, a z drugiej - zapał młodzieży „wygłodzonej przez szkolną dietę, spragnionej działań społecznych, spontaniczności i empatii, otwartości, zaangażowania, skuteczności, radości, samodzielności, podmiotowości, akceptacji i docenienia poza programem, wyjścia poza schemat, rutynę i ocenę” - Artur Nowak jednym tchem charakteryzuje swoich uczniów z rocznika 1977.
- To była niebywała wspólna energia czynienia dobra i radość odkrywania swoich możliwości. Robić coś społecznie wartościowego od początku do końca po swojemu, bo ja tak chcę, i nie czekać na przychylne skinienie głowy innej niż głowa przyjaciela - podsumowuje.
Ta niespodziewanie wyzwolona energia wydobyła mnóstwo talentów. Szybko ujawnili się specjaliści od logistyki, negocjacji, projektowania, malowania, nagłaśniania i księgowości i to wszystko zadziałało jak perfekcyjna maszyna.
- Sztab drugiej i trzeciej edycji zorganizowaliśmy w moim domu, który w dodatku przechodził remont - opowiada Radek. - Księgowością zajmowały się fantastyczne dziewczyny z „ekonomika” z Kasią Rusin na czele. Nawet obsługujący nas BIG Bank był pod wrażeniem, że policzyły pieniądze z dokładnością do przysłowiowego jednego grosza, a przecież to były worki drobnych monet! Jest mi strasznie przykro, że nie pamiętam ich nazwisk po tych 25 latach.
- Spotykaliśmy się w szkole, w domu u Radka, w pubie na Browarnej. Nikt nami się nie interesował, nikt sam z siebie nie chciał nam pomagać, o wszystko trzeba było prosić, walczyć. To nie skarga, ale opis sytuacji. Wszyscy budowali kolejny martenowski piec - dodaje jego były wychowawca.

Multi-kulti i Radio Maryja

Inicjatywę młodych zapaleńców wspierały toruńskie media. Ciepło mówiło o niej też Radio Maryja, zachęcając do „otwarcia serc dla chorych dzieci”. Zespół wolontariuszy to było prawdziwe multi-kulti, na przykład dzieciaki z ruchów religijnych i młodzi anarchiści. - Tego nigdy nie robiło się przeciw komuś lub czemuś, to by nikomu do głowy nawet nie przyszło. Nie idealizuję tych chwil. Tak to się kręciło - podkreśla Nowak.
Toruńską Orkiestrę wspierały też przeróżne instytucje: od mediów, poprzez banki, strażaków, uniwersytet, aż po Wyższą Szkołę Oficerską Wojsk Rakietowych i Artylerii.
- Życzliwi ludzie wsparli nas samochodem marki Żuk i nie prosili o kasę na benzynę. Lekarze ze szpitala na Bielanach czuwali podczas koncertu, za co odwdzięczyliśmy się im kilka tygodni później - wymienia Nowak. Jedną z kluczowych ról odegrał tu Maurycy Męczekalski, szef klubu studenckiego Od Nowa. Nie wziął nawet złotówki za wynajem klubu na finałowe koncerty trwające do późna. - Do dziś kumplujemy się szczerze. Coś pozostało z tego ognia, coś trwałego w ludziach, i o to w tym najbardziej chodzi, a nie o te miliony. Nie wiem, jak to jest teraz, ale bardzo dobrze życzę całej Załodze, bo to już jest dobro wspólne i nie wolno tego zmarnować ani sprzeniewierzyć.

WOŚP pomaga
Tylko w latach 2005 - 2017 Orkiestra przekazała dla Wojewódzkiego Szpitala Zespolongo w Toruniu specjalistyczny sprzęt o wartości ponad 504 tys. zł (z powodu administracyjnych restrukturyzacji nie możliwe było uzyskanie danych z wcześniejszego okresu). Na pewno wartość uzyskanej pomocy
od pierwszych akordów Orkiestry jest kilkukrotnie większa. Dla porównania: Wojewódzki Szpital Dziecięcy im. Józefa Brudzińskiego w Bydgoszczy w latach 1993 - 2017 otrzymał sprzęt o wartości ponad 3, 2 mln zł, a Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. Bł. ks. Jerzego Popiełuszki we Włocławku w latach 1997-2017 za ponad 957 tys.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Przekroczyli już 40 lat, ale coś w nich pozostało z tamtego ognia - Toruń Nasze Miasto

Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto