Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Między lalką a człowiekiem powstaje nieraz trwała więź

Janusz Milanowski
Jacek Smarz
Z Beą Ihnatowicz, artystką z Torunia tworzącą lalki portretowe, rozmawiamy m.in. o magii lalek i związanych z nią ludzkimi pragnieniami. Kto i dlaczego woli mieć marionetkę niż portret na płótnie albo rzeźbę.

Lalki, manekiny to materia powołana dla jednego gestu. Tak było w prozie Brunona Schulza. Jaki gest zaklęty jest w Pani lalkach.
Nie chodzi mi o gest. Moje lalki to raczej pewnego rodzaju lustra. Przeglądają się w nich nie tylko ludzie, którzy je zamówili. Dla mnie samej natomiast lalka jest czymś innym niż dla nich.

A dlaczego ludzie chcą odwzorowywać siebie w ten sposób?
W lalce portretowej poszukują czegoś wyjątkowego o sobie bądź osobie portretowanej, tego błysku oka, jakiejś iluzji życia. Lalka to przecież człowiek w miniaturze. Portret namalowany na płótnie albo rzeźba ich nie satysfakcjonują. Oni chcą w ten właśnie sposób siebie niejako unieśmiertelnić. To zresztą nic odkrywczego, taka jest rola każdego dzieła sztuki.Najczęściej nie poznaję swoich klientów osobiście, gdyż wielu z nich mieszka na drugim krańcu świata. Rozmawiamy przez telefon i przysyłają mi zdjęcia. Podczas tych rozmów jakoś się zbliżamy. Tworzenie lalki jest procesem, który zaczyna się od pierwszej otrzymanej wiadomości. Lalka może powstawać miesiąc albo dwa. Staram się jej nadać rys psychologiczny portretowanego człowieka. Ale wielką przyjemność sprawia mi również robienie lalek zupełnie wymyślonych.

A gdybym chciał unieśmiertelnić siebie w lalkowym portrecie, to jakich pytań mogę się spodziewać?
To zależy o co by panu chodziło? Niektórzy na przykład zamawiają odmładzanie.

Odmładzanie?
Tak, czasem pragną zobaczyć siebie sprzed iluś lat. Zazwyczaj jednak ludzie poszukują prawdy o sobie. Lalka może być fizycznie bardzo podobna do człowieka, potrafię uchwycić to czysto zewnętrzne podobieństwo. A jednak zdarza się, że ktoś nie wierzy, że tak wygląda.

I co wtedy?
Musi się z lalką oswoić. Po pewnym czasie dostaję wiadomość, że “faktycznie, to jestem naprawdę ja”. Inna sprawa, że nie wszyscy drążą tak wnikliwie. Chcą mieć po prostu lalkę unikatową, inną niż mają wszyscy.

Czy lalka zmienia ich życie? Postrzeganie siebie?
Z tego, co mi relacjonują, czasami moje prace oddziałują terapeutycznie. Doświadczyłam kilu ciekawych sytuacji. Pewna ciężko chora kobieta zamówiła u mnie swój lalkowy portret. Pisała później, że dzięki lalce zaczęła się czuć lepiej. Nie wyzdrowiała, to nie czary - lecz poprawił się jej nastrój, lepiej sypiała. Bardzo się ucieszyłam, że jej pomogłam. Widać ona tej lalki potrzebowała.

Dochodzimy do pewnej magii…
Często pytano mnie czy zrobiłam lalkę do wbijania szpilek. Nie, nigdy! (śmiech) Ale pamiętam, że kiedyś stworzyłam lalkową podobiznę zakochanej bez wzajemności dziewczyny, która pragnęła ofiarować ją wybranemu mężczyźnie. Wiem, że do tego doszło, ale nie interesowałam się co było dalej. Pewnie chciała go rozkochać w sobie?

A zrobiła już Pani samą siebie? Taką... selfie doll?
Selfie doll… Nie, to jeszcze nie ten moment.

Nie robi Pani lalek dla teatrów?
Zdarzało się, na przykład dla Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie, lecz ubolewam, że tak rzadko, bo bardzo tego chcę. Teatr lalek to moje marzenie od dziecka.

Swego czasu zrobiła Pani lalkę Putina, by wyrazić swój gniew na jego poczynania na Ukrainie. Stała się ona bardzo sławna, gdy trafiła na okładkę „Tygodnika Powszechnego”, a następnie do prasy niemieckiej.
Poczułam, że muszę zrobić pana Putina w postaci diabła. Nie spodziewałam się aż takiego echa i w ogóle nie byłam na to przygotowana.

Zwłaszcza na mejle z pogróżkami.
Spirala tego typu reakcji rozkręciła się, gdy wystawiłam tę lalkę na sprzedaż w sieci. Zaczęły napływać mejle z pogróżkami od miłośników Putina z całego świata. Wśród nich był nawet znany artysta z Estonii.

A po zrobieniu lalki pana Tuska też tak było ?
O, tak…! Obóz mu przeciwny byłemu premierowi podjął bardzo żywą dyskusję na forach internetowych, a mi się dostało, że jestem podlizuską. Po tych historiach postanowiłam, że nigdy więcej nie zrobię lalki polityka. Nie potrzebuję tego typu emocji.

Rozumiem, że w przypadku portretu na płótnie człowiek doświadcza tylko przeżycia estetycznego. Natomiast z lalką wytwarza się więź?
Ja tak nie twierdzę, ale odbiorcy mojej twórczości uważają, że często tak się dzieje. Być może lalki mają dusze? Czasami myślę, że robię takie małe ludziki, żyjące własnym, tajemnym życiem. Praca nad lalką jest niezwykła poprzez to, że gdy trafia ona w ręce odbiorcy, dochodzi do interakcji z człowiekiem. Fajne jest to, że można lalkę dotknąć, posadzić, dowolnie upozować. I to jest dla mnie najważniejsze. Obraz zawiśnie na ścianie i będzie się kurzył, a lalka bywa intensywnie obecna w życiu osób, które je u mnie zamawiają. To motywuje mnie do dalszej pracy.

A co takiego chciałaby Pani zrobić dla siebie poza zamówieniami?
Gdybym miała swój teatr, zrobiłabym w lalkach baśń Andersena „Cień”. To jest o pewnym literacie, od którego cień się odseparował i poszedł swoją drogą.

Chodzi o lalkę tego literata?
Nie, chodzi o cień…

Cień?
Tak. Cień to jest głęboki temat

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Danuta Stenka jest za stara do roli?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto