Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Festiwal Debiutantów "Pierwszy Kontakt": kameralna środa i gorzki czwartek [recenzja]

Alicja Wesołowska
Festiwal Debiutantów "Pierwszy Kontakt" - "Mały ma dziewczynę"
Festiwal Debiutantów "Pierwszy Kontakt" - "Mały ma dziewczynę" Bartek Warzecha
W środę w ramach 3. Festiwalu Debiutantów "Pierwszy Kontakt" toruńska publiczność mogła obejrzeć dwa kameralne spektakle o miłości - "Mały ma dziewczynę" oraz "W mrocznym mrocznym domu". W czwartek zobaczyliśmy "Niewinnych postczarodziejów" i "„Królową ciast”.

Festiwal Debiutantów "Pierwszy Kontakt": kameralna środa i gorzki czwartek

W środę toruńska publiczność mogła obejrzeć dwa kameralne spektakle o miłości. Pierwszym z nich było lekkie i bezpretensjonalne przedstawienie warszawskiego Studia Teatralnego Koło - "Mały ma dziewczynę".

Tytułowy Mały (debiutujący Paweł Peterman) to młody, autystyczny chłopak, który pewnego dnia przedstawia rodzinie swoją nową dziewczynę, Biankę. Bianka pochodzi z Brazylii, opiekowała się kiedyś dziećmi i doskonale dogaduje się z Małym, który akceptuje ją bez zastrzeżeń. Nie da się tego powiedzieć o rodzinie Małego - oni na nietypowy związek patrzą nieco podejrzliwie. Sprawy nie ułatwia fakt, że Bianka jest... gumową lalą. A wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, gdy we wsi pojawia się Sąsiadka (Ewa Jakubowicz, debiutantka).

Spektakl zagrany jest świetnie. Paweł Peterman przekonująco gra niepełnosprawnego chłopaka, nie szarżuje, realistycznie oddając gesty typowe dla podobnych zaburzeń. Znakomita jest Ewa Jakubowicz. Jej Sąsiadka jest ekspresyjna, pełna emocji, z którymi nie umie sobie poradzić inaczej, niż agresją - a w tym wszystkim nadal delikatna i subtelna. Choć przedstawienie utrzymane jest w lekkiej tonacji, z publiczności raz po raz można słyszeć chichoty - to jednak podejmuje temat niełatwy: trudnej miłości do "odmieńców".

Debiutująca w roli reżyserki Agata Dyczko udowodniła, że można zrobić lekki i dowcipny spektakl o poważnych sprawach. Bez silenia się na patos, bez pompatyczności, przerysowanych gestów i przeładowanych emocjami scen. Za to ze sporym wdziękiem i bezpretensjonalnością.

Zupełnie inną tonację miał spektakl "W mrocznym mrocznym domu" przygotowany przez ekipę z Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Ale też idąc na przedstawienie oparte na tekście Neila Lebute'a można było spodziewać się niełatwych emocji. I rzeczywiście, jest jak u Hitchcocka - już w pierwszej scenie pojawia się wątek molestowania seksualnego, a potem napięcie tylko rośnie.

Spektakl to przede wszystkim prawdziwy popis aktorski. Podczas trzech scen na deskach teatru nigdy nie pojawiają się więcej, niż dwie osoby naraz. Pierwsze skrzypce gra dwoje braci: Drew (bardzo dobry Tomasz Sianko) i Terry (fenomenalny Grzegorz Mielczarek). Spotykają się w szpitalu psychiatrycznym, do którego na odwyk trafił jeden z nich. Zwykła wizyta przeradza się w trudną rozmowę o przeszłości, werbalną wojnę między braćmi, w której to jeden, to drugi osiąga przewagę tylko po to, by za chwilę ją stracić.

Grzegorz Mielczarek zbudował rolę popisowo: na scenie oddaje emocje za pomocą drobnych gestów, zmian głosu, bardzo oszczędnie, a mimo to niezwykle wiarygodnie. Debiutująca Karolina Kamińska miała trudne zadanie, ale udało jej się sprostać wysoko postawionej przez kolegów po fachu poprzeczce. Jej Jennifer jest równocześnie dziecięca i pociągająca, naiwna i przebiegła.

Emocje dodatkowo potęguje scenografia. Ściany i podłoga sceny wyłożone są sztuczną trawą, sprawiając wrażenie klaustrofobicznej zielonej klatki, na środku której wyrosło wielkie, porośnięte mchem drzewo. Minimalistycznie - ale skutecznie. W efekcie otrzymalismy spektakl bardzo mocny, przykuwający uwagę od pierwszej do ostatniej minuty.

W czwartek natomiast zaprezentowano "Niewinnych postczarodziejów" i "Królową ciast" toruńskiego teatru.

"Nie jestem Bazyli" - mówi główny bohater spektaklu "Niewinni postczarodzieje" (warszawski Teatr Collegium Nobilium). Mówi to do siedzącej u niego w mieszkaniu Pelagii, nieświadomie (?) cytując dialog z głośnego filmu Andrzeja Wajdy. To niejedyny cytat w tym spektaklu: skoro wszystko już zostało powiedziane, nie zostaje nic oprócz cytatów, co z lubością podkreślają postaci. Reżyserski debiut Wojciecha Pitali to opowieść o pokoleniu współczesnych trzydziestolatków. Bohaterowie wiedzą wszystko o zdrowym żywieniu, pstrykają sobie selfie, by wstawić je szybko na fejsa, grają w niszowych kapelach i przeraża ich fakt, że sprzedali zbyt dużo płyt i mogą - o zgrozo - stać się "komercyjnym gównem". Interesują się polskim powojennym dizajnem, oglądają oldschoolowe filmy i robią wszystko, by nie wypaść z autoironicznej konwencji. Nawet wtedy, gdy spotyka się dwoje młodych ludzi, nie ma szans na zdjęcie masek i szczerą rozmowę. Przeintelektualizowane rozmowy o filozofii są przecież ważniejsze. - Jesteśmy wyjątkowym pokoleniem - mówi jeden z bohaterów. - Nikt nigdy nie miał tak płytkiej wiedzy o tak wielu ciekawych rzeczach.

Spektakl utkany z luźno powiązanych ze sobą scen daje nieco przerysowany, ale momentami gorzki obraz pokolenia trzydziestolatków. Choć niektóre fragmenty budzą wyłącznie śmiech, sporo jednak jest takich, które mogą dać do myślenia.

3. Festiwal Debiutantów "Pierwszy Kontakt" [program]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto