Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bezwstyd w sieci: Nowy rynek matrymonialny w...internecie

Redakcja
Ogromna część zdjęć w serwisach społecznościowych to autoprezentacje charakterystyczne dla rynku matrymonialnego czy seksualnego. Te zdjęcia służą po prostu zaprezentowaniu się. Jest to nowy rynek matrymonialny. Zamiast wdzięczyć się w barze czy galerii handlowej, możemy pokazać się na okołoseksualnych agorach w sieci - ocenia prof. Tomasz Szlendak, dyrektor Instytutu Socjologii na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu w rozmowie z Katarzyną Żyszkiewicz

Strzeżemy swej prywatności za zamkniętymi drzwiami, szczelnie zasłoniętymi oknami, podczas gdy na portalach społecznościowych dzielimy się z innymi najintymniejszymi szczegółami ze swego życia. Skąd bierze się w ludziach potrzeba takiego uzewnętrzniania się w internecie?

Z potrzeby bycia obecnym w życiu społecznym, bo to życie tam się właśnie przeniosło. Poza tym ludzie coraz częściej kontaktują się nie tyle z innymi ludźmi, ile z interfejsami.

Przeglądają się nie w oczach innych ludzi, tylko w tym, co jest wyświetlane na ekranach smartfonów i komputerów, albo we własnych profilach utworzonych na popularnych portalach. Jeśli nie ma się odpowiednio spreparowanego profilu, to się nie istnieje. Ludzie mają do tego poczucie, że jeśli się nie istnieje w wyszukiwarce Google, to się nie istnieje wcale. Dlatego starają się tę wyszukiwarkę sobą wypełnić.

Dlaczego jednak tę wyszukiwarkę wypełniamy tak bardzo osobistymi rzeczami? Brytyjska badaczka Leisa Reichelt twierdzi, że żyjemy w czasach "wszechobecnej intymności".

Raczej w czasach odwrotu od intymności. W XX w., na Zachodzie w latach 70.-80., u nas dopiero w 90., ludzie za sprawą rosnącej powierzchni mieszkań zaczęli się izolować we własnych sypialniach. Każde dziecko ma odtąd swój pokój, do którego rodzice nieczęsto zaglądają. W ten sposób narodziły się intymność czy prywatność. Może właśnie przez nadmiar tej intymności, prywatności zaczęliśmy poszukiwać innych ludzi w przestrzeniach sieciowych. Proszę zauważyć, że dziś nie ma jednej czynności, która by spajała rodzinę, tak jak w latach 50. w Stanach Zjednoczonych czy u nas w latach 80., kiedy wszyscy domownicy zbierali się przed telewizorem i oglądali "Dynastię". Teraz każdy siedzi przed swoim własnym ekranem. Może to, że jesteśmy nieco odizolowani w przestrzeni realnej, powoduje, że szukamy innych na portalach społecznościowych.

Jednak bardzo często nasi internetowi znajomi to osoby, których de facto nie znamy. Czy to nie stwarza zagrożenia dla realnych więzi z rodziną, przyjaciółmi?

Wbrew powszechnym utyskiwaniom ludzi, którzy nie korzystają z internetu intensywnie, te więzi wciąż są budowane. Fakt, że wciąż mamy w kieszeni telefony, powoduje, że jesteśmy na społecznej smyczy bez przerwy. Dzięki temu rozmaitych relacji międzyludzkich jest po prostu więcej. Każdy nasz dzień jest tymi relacjami bardziej nasycony. Budujemy zatem nowe więzi i podtrzymujemy stare, tyle że są one być może nieco płytsze. Może przebywamy ze sobą mniej intensywnie, ale relacji dzięki cyberkomunikatorom jest więcej. Dlatego nie dostrzegałbym tu jakiegoś społecznego dramatu, nie mam wizji odizolowanych jednostek kontaktujących się ze sobą wyłącznie przez sieć.

Dzięki relacjom wirtualnym jesteśmy bliżej siebie?

Nie tyle bliżej, ile skuteczniej. Proszę popatrzeć czytaj dalej >>>>>

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziwne wpisy Jacka Protasiewicz. Wojewoda traci stanowisko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na torun.naszemiasto.pl Nasze Miasto